Mateusz Suda

Nazywasz siebie artystą interdyscyplinarnym, ale głównie jesteś znany ze swoich ilustracji i obrazów.

Ilustracja i obrazy ty tylko część mojej pracy. Ukończyłem projektowanie graficzne i nowe media, dzięki czemu miałem możliwość rozwijania się na różnych płaszczyznach. Takie przygotowanie pozwoliło mi na tworzenie własnego świata, w którym to sztuka spotyka się z komercją.

Od 10 lat pracuję w branży modowej i postrzeganie mnie, jako artysty malarza wynikało z podstaw pracy w modzie.

Miałem możliwość zaprojektowania autorskiej kolekcji biżuterii, a także nadruków dla kilku firm odzieżowych, prowadzę warsztaty i wykłady dla młodych twórców. Ponadto miałem epizod pracy dla znanej marki odzieżowej na stanowisku głównego projektanta.

Dodatkowo, dzięki wykorzystaniu moich kanałów social media, współpracuję z koncernami w charakterze influencera.

Te doświadczenia w pewien sposób kształtują mnie i dzięki nim jestem daleki od utknięcia w stagnacji.

Czy pamiętasz kiedy pierwszy raz chwyciłeś za pędzel?

Miałem szczęście, bo od najmłodszych lat moi rodzice pozwalali mi na rozwijanie swoich zainteresowań. Jednakże poważny okres rozmyślania nad rozwojem w tej dziedzinie nastąpił w liceum. Był to kierunek profilowany z naciskiem na elementy prawa i rachunkowość. W tym czasie nie rysowałem, ani nie malowałem. W efekcie poświęciłem się nauce, z myślą wyboru studiów związanych z prawem lub ekonomią. Nie ukrywam, że był to dla mnie etap niezwykle ważny i podchodziłem do niego priorytetowo. W pewnym momencie widziałem siebie, jako prawnika ewentualnie osobę odpowiedzialną za marketing. Teraz jednak mnie to bawi, ponieważ taką koleją rzeczy zaspokoiłbym wyłącznie potrzeby otoczenia, kompletnie zapominając o sobie i swoich potrzebach. Z perspektywy czasu wiem, iż postąpiłem właściwie. Oczywiście nie zawsze było i nie zawsze jest łatwo w pewnych sytuacjach. W chwilach zwątpienia wspiera mnie wiedzy minionych lat, bliscy oraz silna osobowość. To ułatwia mi dalszą pracę w tym zawodzie.

Czym dla Ciebie jest proces twórczy?

Jest to zależne od tego co w danym momencie tworzę. Mam na myśli projekty autorskie i komercyjne. Gdy współpracuję z markami odzieżowymi czy agencjami PR nie myślę tylko o reklamie. Chcę zachować część swojego stylu, który jest kompromisem pomiędzy sztuką a sprzedażą. 

Natomiast moje autorskie projekty to swoista spowiedź. Zazwyczaj odwołuję się wtedy do swoich wewnętrznych przeżyć bądź przeżyć bliskich mi osób. To z tych historii czerpię natchnienie. Na początku jest myśl, którą w procesie twórczym wielokrotnie analizuję, aż do finalnego pociągnięcia pędzlem.

„Estetyczny dramat” – co dla Ciebie znaczy to sformułowanie?

Pierwszy raz słyszę takie określenie. Bliższe mnie są tragizm i dekonstrukcja. One utwierdzają mnie w przekonaniu, że każde zdarzenie nimi nacechowane ma swoistą formę edukacyjną w życiu człowieka. Wszak nic nie dzieje się bez przyczyny i może w swoim czasie posłużyć za artystyczne natchnienie.

Przypomniała mi się fascynująca scena z filmu wyreżyserowanego przez Toma Forda pod tytułem „Zwierzęta nocy”. Główna bohaterka filmu czyta scenariusz, który dostała od swojego byłego męża. To tekst opisujących ich wspólne życie, w którym to jedna z postaci popełnia samobójstwo. Ekranizację tego zdarzenia reżyser wzbogacił dodatkowo o odgłos ciężkiego oddechu głównej bohaterki, przeżywającej tę śmierć. To metafora przewrotna, jednocześnie piękna w swoim okrucieństwie i zmuszająca do wyciągania wniosków.

Jaką modę lubisz ilustrować?

W ilustrowaniu mody szukam zwykle głębszego znaczenia. Poprzez prezentację kolekcji skupiam się na charakterze marki, inspiracjach. Łączę te wszystkie elementy i wtedy dodaję coś od siebie. Dzięki temu, ilustracja staje się wtedy swego rodzaju opowieścią o konkretnej kolekcji domu mody.

Mam wrażenie, że jesteś typem człowieka, który bardzo chłonie otoczenia i sztukę, że wystarczy impuls, abyś stworzył nową pracę.

Nie wiem skąd to wynika. Chyba wypracowałem sobie ten nawyk. Codziennie coś czytam, oglądam, słucham. Kolekcjonuję informacje, które również mogą mi posłużyć za natchnienie do nowych wypowiedzi artystycznych. Pozwala mi to podejmować szybkie decyzje w pracy zawodowej i inicjować realizację nowych zadań.

Kreatywność pomaga w zrozumieniu świata, charakterów ludzi i tego w jaki sposób oni myślą, a co za tym idzie ułatwia pracę nad realizacjami komercyjnymi oraz w indywidualnej drodze twórczej. Nie rozumiem ludzi, szczególnie młodych, którzy tej pasji nie mają. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. Spróbować otworzyć umysł na coś nowego. Stąd droga do kreatywności i rozwoju jest dużo prostsza.

Przy swoich projektach nie ograniczasz się i nierzadko angażujesz do ich stworzenia podobnie twórcze osoby. Bez wsparcia praca nie ma przyszłości?

Współpraca przy różnego rodzaju realizacjach to rzecz niezbędna do stworzenia ciekawego dzieła. Kocham indywidualizm i respektuję ludzi żądnych wyżycia się kreatywnie. Nie ukrywam, że zwykle liczy się na zysk finansowy. Mam jednak to szczęście, że udaje mi się trafiać na pasjonatów, dla których chęć kreacji często wyrasta ponad ten zysk. Kreacja to proces nieustanny i nieduży budżet nie powinien go hamować. To kształtuje najmocniej nasze osobowości.

Tak samo było w tym przypadku – stworzenia sesji do wywiadu. Dobrze wiecie, że lubię mieć ostatnie zdanie. Sesję sfotografował Sebastian Mintus, stylizowała Milena Bekalarska, a fryzurę przygotował Maciej Kubuj. Cała ekipa to młodzi i niezwykle utalentowani ludzie, pasjonaci, z którymi chcieliśmy zrealizować materiał na światowym poziomie.

Co cenisz sobie we współpracy przy tworzeniu projektu?

Doceniam zaufanie, swobodę, nić porozumienia. To ułatwia mi i klientowi zrealizowanie oryginalnego podejścia do zadanego tematu. Jak większość osób, tak samo i ja nie przepadam za pracą w pośpiechu.

Zawsze tworzysz dla klienta, czy jednak „dla siebie”?

Warto zauważyć, że mój zawód to nie tylko hobby, ale i pełnoprawna praca. Dlatego często wspominam o przenikaniu się komercji i sztuki, o odnajdywaniu balansu pomiędzy tymi dwoma materiami. Wszystko wynoszę z domu, gdzie moja mama mawiała „Jak coś robisz, to rób to dobrze!”. Dzięki temu nie mam poczucia niechęci do swojej pracy. Codziennie robię coś innego i daje mi to dużą frajdę. Ego nierzadko schodzi na drugi plan.

Kiedy zaczynałem malować i ilustrować, nie myślałem o robieniu tego dla kogoś. To była czysta potrzeba uwolnienia wewnętrznych emocji. Z upływem czasu pojawili się ludzie i firmy, doceniający moją pracę. W moim zawodzie prywatne zlecenia to codzienność i nie mam z nimi problemu. Trzymam się jednej reguły – te osoby wiedzą, że pracuję we własnym stylu i sam interpretuję temat. Dzięki temu kontynuuję swoją drogę twórczą. Jeden z kolekcjonerów sztuki powiedział mi takie mądre zdanie „Panie Mateuszu, na zamówienie to ja mogę kupić garnitur, a nie obraz od artysty”. Zrozumiałem wtedy, że moje malarstwo czy ilustracja to osobna część mojego życia.

Czy w Polsce możliwe jest stworzenie swojego własnego projektu bez czyjejś negatywnej emocji?

Nie! Oczywiście żartuję. Miałem szczęście i chyba trafiam na ludzi, którzy chcą działać i eksperymentować. Jest to jednak mały procent społeczeństwa. Codziennie trafiam na krytykę czy atak na moją osobę. „Maluję jak wszyscy”, „reklamuję produktu, a przecież to nie przystoi” i najśmieszniejsze – „proszę się ogolić, bo nie mogę patrzeć na tak zaniedbanego mężczyznę”. Kiedyś przejmowałem się wszystkim, aż zrozumiałem jedną ważną rzecz. Od najmłodszych lat nauczyliśmy się pouczać innych i tym samym mamy poniekąd chęć bycia dominującą jednostką. Po czasie jednak dociera do nas, że tylko niektóre jednostki mają merytoryczną wiedzę na dany temat i mają po części prawo do negatywnej krytyki. Trzeba przyjąć, że krytyka konstruktywna, bądź wynikająca od jakiegoś autorytetu, jest godna twojej uwagi. Zazwyczaj hejtują ludzie, którzy nigdy nie przyczynili się do tego bym dalej się rozwijał. Nie mam poczucia, że ich zawiodłem, czy krzywdzę poprzez moje social media albo sztukę. W życiu trzeba otaczać się ludźmi, którzy tak samo jak ty rozwijają się. Jednostki, które tylko lamentują nad swoim życiem, bądź stoją w miejscu, spowolniają twój proces. Tym samym masz mniej czasu na uzyskanie wyznaczonego celu. Mój tata zawsze mi to powtarzał i za młodu buntowałem się wobec tej teorii. Teraz mogę mu podziękować.

Często słyszę, że jestem „sprzedajnym artystą”. Tak nazywają mnie „życzliwi” i szczerze? Kocham to określenie. Wynika to z mojej pracy influencerskiej, bądź współprac z komercyjnymi markami. Nie mam z tym problemu, bo wiem, że nie robię nikomu krzywdy. Z drugiej strony lubię to robić. Wszyscy jednak zawsze będą wiedzieć lepiej, a nie liczni zrozumieją. Na warsztatach u Grażyny Kulczyk, nauczono mnie jednego rozsądnego podejścia: aby tworzyć sztukę, trzeba na nią zarobić – i ja tak robię. Nie ukrywałem nigdy tego. Andy Warhol idealnie zobrazował to w swoich latach życia. Nie martwił się opinią, pracował i tworzył swój świat. A jedna z moich ulubionych malarek Jenny Seville powiedziała: „I don’t think I’m good. I just work.” – i tego się trzymajmy!

Wiele się mówi o branży modowej – że to jedno wielkie „kółko wzajemnej adoracji”.

To pojęcie funkcjonuje wszędzie. Tylko jeżeli chodzi o modę to jednak jest to bardziej widoczne. Wynika to może z tego powodu, że ciężko jest młodym ludziom wejść do tego środowiska. Kiedy jestem na pokazach młodego pokolenia to widzę ten potencjał. I trochę mi smutno. Do takiego pokolenia należy choćby Adrian Krupa, który konsekwentnie trzyma się swojego stylu. Następnie mamy kolektyw artystyczny DOMU MODY LIMANKA, który starał się łączyć pojęcie sztuki z modą.

Tomasz Armada to artysta w świecie mody, który łamie bariery w branży. To nieliczne nazwiska młodego pokolenia, które mają szansę na zmiany oblicza polskiej mody, jednak brak tutaj wsparcia finansowego, chęci ryzyka i kontaktu z mediami. Jeżeli mówimy o promowaniu „młodego pokolenia” to skupiamy się na zasięgach. Jest wiele „twórczych” znanych nazwisk w social media, ale co z tego, skoro oni mają ilość, a nie jakość? Brakuje mi sesji, gdzie artyści, rzemieślnicy są częścią tego rynku.

Wszystko to ma szansę na rozwój i są takie wydarzenia jak np. KTW Fashion Week czy Young Fashion Designer Awards, dające możliwość „zaistnienia”. Jednak nikt tym ludziom nie powie tego, co trzeba robić po wygranej, bo mogą wyrosnąć na konkurencję.

Pracując już tyle lat w biznesie nadal twierdzisz, że sztuka wysoka łączy się z modą? 

Moda zawsze czerpała inspirację ze sztuki – pomyślmy tylko o „Ogrodzie ziemskich rozkoszy” Hieronima Boscha, które zostało zawłaszczone przez Valentino, Diora i Alexandra McQueena. Czy sukienka Lobster od Elsy Schiaparelli – inspirowana Salvador Dali, kultowa geometria Mondriana, zapożyczona przez Hermés, Yves Saint Laurenta i wielu innych.

To tylko przykłady z historii. Czasy się zmieniają i teraz to artyści współcześni mają idealne miejsce do „popisu”. Projektanci mody domagają się współpracy ze współczesnymi, żyjącymi artystami i to oni wpływają na to, co będziemy nosić w następnej kolejności. Mam nadzieję, że i w naszym kraju zrozumiemy ten potencjał i projektanci zaczną myśleć o tworzeniu lepszej mody. 


Zdjęcia: Sebastian Mintus
Stylizacja: Milena Bekalarska
Włosy: Maciej Kubaj