Wyobraź sobie cabrio warte miliony, które nie tylko zdmuchuje ci fryzurę na autostradzie, ale i buduje narrację wokół nowego luksusu — zrównoważonego, rzemieślniczego, pełnego cyfrowego detalu, ale wciąż bezwstydnie elitarnego. Tak wchodzi na scenę Bentley Batur Convertible – najnowsze dziecko Mullinera, oddziału brytyjskiej marki zajmującego się projektami „na zamówienie, dla nielicznych i bardzo bogatych”.
Batur, czyli kontynuacja linii zapoczątkowanej przez coupe z 2022 roku, to samochód, który bardziej przypomina rzeźbę niż maszynę. A może raczej rzeźbę, która porusza się z potworną prędkością – pod maską drzemie podwójnie doładowane W12 o mocy 750 KM. I to, jak podkreśla marka, ostatni taniec tego silnika. Koniec epoki, która pachniała benzyną i prestiżem.




Kabriolet jak biżuteria haute couture
Każdy z 16 egzemplarzy Batura w wersji convertible będzie inny. Brzmi jak banał, ale tutaj „custom” oznacza naprawdę „custom”. Bentley daje właścicielom niemal nieograniczoną możliwość personalizacji – od koloru lakieru (tak, możesz stworzyć własny odcień) po hafty na siedzeniach, elementy wykonane z 18-karatowego złota i wykończenia z… włókna węglowego z dodatkiem ryżowej żywicy. Eklektyzm w czystej formie, choć momentami balansujący na granicy luksusowego pastiszu.
I właśnie ten kontrast – między tradycją a cyfrowym rzemiosłem – jest w Baturze najbardziej fascynujący. Kabriolet stworzony został z pomocą najnowszych technologii CAD, ale składany ręcznie przez rzemieślników w fabryce w Crewe. Nowoczesność i nostalgia, aluminium i złoto, AI i człowiek – to nie samochód, to manifest.


Bentley i moda na hiperluksus
Batur nie powstał przypadkiem. Jest odpowiedzią na nową falę klientów, którzy nie chcą już tylko „posiadać”, ale „kreować”. W świecie, gdzie każdy może mieć Rolexa, wygrywa ten, kto ma zegarek, który nie istnieje w katalogu. Bentley doskonale rozumie tę grę. Nie dziwi więc, że auto przypomina coś, co równie dobrze mogłoby pojawić się w kampanii Balenciagi czy Loewe – ekscentryczne, niedostępne, hiperindywidualne.
I choć o zrównoważonym rozwoju można tu mówić z lekkim uśmiechem (bo czy auto z W12 naprawdę może być „eko”?), to warto docenić wysiłki marki – wykorzystanie włókien naturalnych, recyklingowanego aluminium czy tapicerki z wełny brytyjskich owiec. Trochę jak haute couture z organicznej bawełny – gest symboliczny, ale nie bez znaczenia.
Design, który ma opowiadać historię
Stylistycznie Batur Convertible nie idzie na kompromisy. Długa, muskularna sylwetka i charakterystyczna linia grilla to hołd dla tzw. “formy z celu”, jak to określa dyrektor designu Andreas Mindt. Czyli: nie chodzi o to, żeby było tylko ładnie, ale żeby mówiło „jestem tu, patrz na mnie”. I rzeczywiście – patrzeć się chce. Nawet jeśli cię nie stać.
Podsumowanie: kabriolet dla jednej osoby, ale z efektem virala
Bentley Batur Convertible to nie samochód. To produkt kultury. Z jednej strony wpisuje się w dziedzictwo brytyjskiego luksusu, z drugiej – flirtuje z nowoczesnością w duchu artystycznego manifestu. To auto, które będzie fotografowane, komentowane i… zazdroszczone. A że ma tylko 16 egzemplarzy? Tym lepiej. Bo jak pokazuje współczesna moda i design – najwięcej znaczą dziś rzeczy niepowtarzalne. Nawet jeśli kosztują tyle, co mieszkanie w centrum Warszawy.