Jeszcze dwa lata temu spała na kanapie u znajomych w LA i rozważała rzucenie muzyki. Dziś bilety na jej koncerty znikają w minutę, a Vogue i Rolling Stone ścigają się, kto pierwszy ogłosi ją the next big thing. Chappell Roan – w makijażu drag queen, białych kowbojkach i z sercem rozdartym na pół – to nie chwilowa sensacja. To nowa ikona queer popu, która swoją karierą udowadnia, że największe rewolucje zaczynają się w małych miasteczkach.
Z Missouri do LA: droga przez piekło i TikToka
Kayleigh Rose Amstutz dorastała w małym, konserwatywnym miasteczku. Miała być kolejną dziewczyną z chóru kościelnego. Szybko jednak zrozumiała, że jej życie nie zmieści się w tych ramach. Pierwsze nagrania wypuszczała już jako nastolatka, a w 2017 r. podpisała kontrakt z Interscope. Debiutancki singiel „Good Hurt” zwiastował wrażliwość i dramatyzm na miarę Lany Del Rey. Ale potem? Cisza. Wytwórnia ją porzuciła. Był moment, w którym dosłownie – i bez patosu – nie miała gdzie mieszkać.
To wtedy pojawił się Dan Nigro – producent, który chwilę później zrobił z Olivii Rodrigo międzynarodową supergwiazdę. I powiedział jej jedno: „Masz opowiadać swoją historię. Ale naprawdę. Bez cenzury.”
„The Rise and Fall of a Midwest Princess”: pop-opera pokolenia outsidersów
W 2023 roku wyszła z tym, co miało być tylko EP-ką, a okazało się queerową biblią w wersji pop: „The Rise and Fall of a Midwest Princess”. To nie tylko album, to dramat w 14 aktach: o coming-oucie, o rozczarowaniach, o krzywdzie i euforii bycia sobą – do bólu i do końca. Każdy utwór to inny etap: „Casual” rozrywa serce tym, jak brzmi dziewczyna, która zakochała się bardziej, niż powinna. „Naked in Manhattan” to queerowy flirt w cieniu wielkiego miasta. A „HOT TO GO!”? To już popowa bomba, która eksplodowała na TikToku, dając ludziom nowy taneczny rytuał. Roan mówi wprost: “To nie są piosenki dla wszystkich. To piosenki dla tych, których nikt nie słuchał.” I właśnie dlatego dziś słuchają jej wszyscy.
Styl, który nie przeprasza: drag queen meets glam rock
Jeśli Charli XCX to rave, a Lorde to introwertyczna melancholia, to Chappell Roan to camp w najlepszym wydaniu. Na scenie wygląda jakby ktoś wrzucił Britney z 2007 roku, Barbie z lat 80. i drag queen z „RuPaul’s Drag Race” do blendera i dodał brokatu.
Jej styl to manifest: róż nie jest infantylny, teatralność nie jest sztuczna, a drag to nie kostium – to zbroja. Każdy look to gest polityczny – bunt przeciwko temu, jak dziewczyny „powinny wyglądać” i kogo „powinny kochać”.
Roan vs. reszta świata: co ją wyróżnia?
Chappell Roan nie jest tylko kolejną artystką queer. Jest jedną z niewielu, które nie próbują tłumaczyć się światu z tego, kim są. Jej muzyka nie jest zniuansowana – jest bezpośrednia. Nie próbuje nikogo edukować. Zamiast tego daje młodym ludziom przestrzeń, gdzie mogą zatańczyć do własnych traum.
Podczas gdy inni artyści balansują na linie mainstreamu, Roan z radością wchodzi w dragowy teatr i popową histerię. A przy tym ma technikę wokalną i charyzmę sceniczną, której mogą jej pozazdrościć największe nazwiska.
Przyszłość? Coachella, album nr 2 i święty status w queer kulturze
Już mówi się o jej występie na głównej scenie Coachelli 2026 (w 2024 roku wystąpiła na jednej z mniejszych scen – Gobi Tent). Jest typowana jako support wielu światowych tras artystów, ale… tak naprawdę – nikt nie chce, by Chappell Roan była „czyimś supportem”. To ona staje się punktem odniesienia. Nowy materiał ma być jeszcze bardziej taneczny, ale i jeszcze bardziej osobisty. I dobrze. Bo świat popu potrzebuje nie kolejnych influencerów, tylko artystów z krwi, kości i glitteru.
Nie dajcie się zwieść pastelowym kolorom. Pod brokatem i różem kryje się artystka, która przeszła piekło, by dziś śpiewać pieśni dla wszystkich, którzy czuli się niewidzialni. Jej kariera to nie tylko sukces viralowy – to manifest generacji queer, outsiderów i tych, którzy w końcu mają swoją księżniczkę. I nie – nie będzie żadnego happy endu. Bo Chappell Roan dopiero się rozkręca.