Anthony Vaccarello znów zaskakuje. Tym razem nie wybujałością ani konceptualnym nadmiarem, lecz przeciwnie – oszczędnością, ciszą i światłem. Kolekcja Saint Laurent na sezon Wiosna-Lato 2026 pokazana w Bourse de Commerce w Paryżu to minimalistyczna medytacja nad męskością, zmysłowością i ciągłością. Zero sztucznego blasku. Tylko czyste światło. I pragnienie, które nie krzyczy, lecz opowiada.
Vaccarello przenosi nas w zawieszoną chwilę – gdzieś między Paryżem a Fire Island – do świata, w którym styl był językiem milczącego pożądania. Inspiracją stali się twórcy tacy jak Tom of Finland czy David Wojnarowicz, ale także sam Yves Saint Laurent, który w 1974 roku wycofał się na chwilę z życia publicznego, by stworzyć na nowo. Tutaj jednak nie chodzi o nostalgię. To nie hołd, nie wspomnienie. To kontynuacja.
Lekkość, nie ulotność
Kolekcja nie epatuje. Wszystko jest trzymane w ryzach – forma, kolor, emocja. Krótkie szorty przypominają te, które nosił młody Yves, ale nie ma tu dosłownych cytatów. Sylwetki są rzeźbione, ale nie przerysowane. Ramiona wydłużone, talie subtelnie zaznaczone. Tkaniny? Jedwab i nylon, które z gracją opływają ciało. Paleta kolorystyczna – stonowana: piasek, sól, blady ochra, suchy mech, błękit basenu. Czy to moda plażowa? Zdecydowanie nie. To modowa kontemplacja.
„Clinamen”, czyli subtelne zderzenia
Scenografię stworzyła instalacja „clinamen” Céleste Boursier-Mougenot: porcelanowe miski dryfujące po wodzie, które zderzając się ze sobą, tworzą niemal nieuchwytną choreografię dźwięków i drgań. Brzmi jak zen, prawda? Bo tym właśnie jest ta kolekcja – elegancją ciszy. Czymś, co nie musi się afiszować, by zostać zapamiętane.
To, co Vaccarello robi najlepiej, to rozbrajanie kodów płci. Ta kolekcja męska nie potrzebuje deklaracji o inkluzywności. Ona po prostu oddycha. Ciała nie tłumaczą się z obecności. Są. W świetle, w ruchu, w napięciu między odsłanianiem a ukrywaniem. I to właśnie sprawia, że Saint Laurent na lato 2026 jest tak przejmujący. Nie musi być głośno, by mówić. Nie musi świecić, by błyszczeć.
W erze, gdy męska moda często balansuje między agresywną dominacją a przeestetyzowanym kampem, SAINT LAURENT pokazuje trzecią drogę: intymność bez wstydu, zmysłowość bez teatralności, piękno jako tarczę przeciw pustce. To nie kolekcja sezonu – to manifest bycia.