W świecie haute couture, który zbyt często tonie w powadze i powtórzeniach, Ronald van der Kemp jak zwykle idzie pod prąd. Jego 22. kolekcja, zaprezentowana w paryskim Maison des Métallos, to nie tylko pokaz mody – to rytuał i podróż w sam środek amazońskiej dżungli. Dosłownie i w przenośni.
Odpadki w roli haute couture? Tylko u RVDK
Van der Kemp, od lat wierny zasadzie tworzenia z tego, co pozostało („crafted from all that’s left”), tym razem postanowił oddać hołd naturze – i to w wersji maksymalnie osobistej. Punktem wyjścia była współpraca z brazylijską aktywistką i muzą projektanta, Thayną Caiçarą, oraz rzemieślnikami z amazońskich regionów. Efekt? Kreacje jak z ekosnu, w których liście, ptaki, ryby i trujące chwasty migoczą w haftach, koralikach i materiałach z drugiej ręki.
Nie jest to „eko” pod publiczkę, jak u niektórych domów mody, które równocześnie pakują każdą sukienkę w sześć warstw plastiku. Tu recykling staje się filozofią. Van der Kemp robi haute couture z przetworzonych koronek, resztek skór, fragmentów starych sukien i tego, co większość by po prostu wyrzuciła.
Gdzie kończy się natura, a zaczyna teatr?
21. kolekcja Ronalda van der Kempą zatytułowana „The Call of the Wild” to dzika symfonia form, faktur i kolorów. Na wybiegu pojawiły się m.in. gorsetowa sukienka ozdobiona brazylijskimi ptakami z koralików, rzeźbiarska suknia-drzewo z „liści” ze sztucznych chwastów, płaszcz z ręcznie tkanych patchworków z pamiątek, piór i błyskotek czy asymetryczne, biomimetyczne mini w zwierzęce wzory – jakby modelki wyłoniły się z lasu deszczowego.
I choć nie brakowało klasycznych odniesień do form haute couture (balowe suknie, płaszcze z pelerynami, skrojone na ostro marynarki), całość była jak senne majaczenie między amazońską puszczą a atelier surrealisty.
Estetyka totalna
Nie sposób nie wspomnieć o akcesoriach: kolczykach z ceramiki, olbrzymich kapeluszach, czapkach typu ushanka w wersji couture, rękawiczkach od Ines Gloves i biżuterii RVDK stworzonej z odpadów i inspiracji. Do tego makijaże i fryzury inspirowane sztuką ciała rdzennych społeczności oraz klimatami psychodelii – wszystko spójne, nic nieprzypadkowe.
Muzyka? Autorski score Dylana Eno. Scenografia? Surowa, ale pulsująca życiem. Nie było tu potrzeby epatowania luksusem. Ten pokaz był czymś znacznie więcej – przypomnieniem, że moda może mieć duszę, pazur i sumienie.
Nowa kolekcja wysokiego krawiectwa to nie tylko zbiór ubrań – to polityczny i ekologiczny manifest. W czasach, gdy Ziemia się pali, a branża mody nie chce rezygnować z tanich tkanin, Van der Kemp mówi jasno: przyszłość mody to nie nowe, tylko dobrze zapomniane stare. Ale przetworzone z klasą.
To pokaz, który zostaje w głowie – nie przez celebrytki w pierwszym rzędzie, ale przez to, jak bezczelnie szczery i piękny jest jego przekaz. Zamiast błyszczących logotypów – rzemiosło, zamiast sezonowych trendów – ponadczasowa opowieść o planecie i ludziach, którzy próbują ją jeszcze ocalić.