fot. materiały prasowe

FELIETON: Film, który już nam zepsuli? „Diabeł ubiera się u Prady 2” kręci się na naszych oczach

Nowy Jork, lato 2025. Miranda Priestly w purpurowej bluzce Gabrieli Hearst przecina ulice Chelsea, Andy Sachs nosi denim i Jean Paul Gaultier, a Emily Charlton pojawia się w gorsetowym Diorze. To nie są przypadkowe stylizacje z Instagrama jakiejś modowej it-girl – to zdjęcia z planu kontynuacji „Diabeł ubiera się u Prady”. I to się dzieje naprawdę, tu i teraz.

Aż trudno uwierzyć, że minęło prawie 20 lat od premiery filmu, który nauczył nas, że cerulean to niebieski, którego „nie wybrałaś – on został wybrany dla ciebie przez obecne tu osoby”. Teraz, zamiast tęsknej nostalgii, mamy sequel z ambicją: nie tylko opowiedzieć „co się stało później”, ale wrzucić nas z powrotem w epicentrum mody, w czasach, gdy Vogue jest pod presją TikToka, a fast fashion zjada własny ogon.

Film dzieje się na naszych oczach

To, co niezwykłe, to sposób, w jaki ten film już teraz żyje równolegle do rzeczywistości. Ekipa nie chowa się w studiu, nie oszukuje CGI-em Paryża ani nie udaje redakcji w wieżowcu. Kręcą na ulicach Nowego Jorku, na oczach ludzi, fashionistek, paparazzich i… nas wszystkich. Zdjęcia z planu stają się viralami, stylizacje są analizowane jak looki z MET Gali, a fani próbują odczytać fabułę z ruchu aktorów na 5th Avenue.

To trochę jak event kulturowy. Zjawisko, które rozgrywa się na żywo. Rzadko kiedy możemy obserwować w czasie rzeczywistym, jak powstaje potencjalny megahit, który nie będzie jedynie nostalgicznym rebootem, ale komentarzem do świata, w którym dziś żyjemy. A żyjemy przecież w epoce, gdzie redaktorzy naczelni nie są już bogami, tylko proszą o współpracę influencerki z 200 tysiącami followersów. Kto więc rządzi światem mody? Miranda? Emily? A może algorytm?

Miranda, Andy i Emily – niepowstrzymany trójkąt sił

Z tego, co już wiemy, Andy wraca do Runway. Ale nie jako asystentka z prowincji. Wraca silniejsza. Miranda wciąż ma tę samą postawę, cięty język i nienaganny styl. Ale to Emily, dziś po drugiej stronie barykady, może być najciekawszą figurą. Podobno to właśnie ona ma prowadzić konkurencyjne imperium modowo-marketingowe.

Czyli mamy: starą szkołę, buntowniczkę i kogoś, kto kiedyś był pośrodku – a teraz sam musi wybrać, po której stronie stanąć. Brzmi jak dobre political drama, tylko że zamiast debaty o podatkach mamy wojny okładek i kryzys tożsamości luksusu.

Co to mówi o nas?

Nie oszukujmy się – pierwsza część to dziś dla wielu świętość. Ikona popkultury. Ale nie dla samej fabuły, tylko dla momentów: Miranda rzucająca płaszczem, Andy w botkach od Chanel, cerulean speech, Emily pod presją grypy i diety. Jeśli sequel ma się obronić, to nie przez powtórzenie tych scen, ale przez zrozumienie, jak bardzo zmienił się świat.

Już teraz zdjęcia z planu pokazują, że moda jest tu językiem narracji. Looki są celowe, pełne aluzji. Andy wygląda jak kobieta sukcesu, ale nadal stylizowana tak, żebyśmy czuli w niej dziewczynę sprzed lat. Miranda wygląda jak monument, który przetrwa każdy kryzysy prasy, pandemię i cancel culture. A Emily? Jak ktoś, kto wreszcie dostał swoje miejsce na podium i nie zawaha się go użyć.

Kiedy film żyje zanim trafi do kin

To wszystko budzi pytanie: czy jeszcze w ogóle potrzebujemy premiery kinowej? Bo czy nie oglądamy go już teraz – na TikToku, w galerii Daily Mail, w komentarzach na X? Może ten film stanie się pierwszym blockbusterem, który swoją tożsamość zbuduje jeszcze przed postprodukcją. A premiera będzie już tylko formalnością.

Z jednej strony – to ryzyko. Pokazać za dużo, przesycić fanów zanim zobaczą cokolwiek oficjalnego. Z drugiej – kto dziś jeszcze wierzy w trzymanie czegokolwiek w tajemnicy? Moda żyje z przecieków, hype’u i backstage’u. Więc „Diabeł” robi dokładnie to samo.

Jeśli ta historia ma naprawdę coś powiedzieć o modzie 2025 roku, to musi być głośna, widoczna, sprytna i bezczelna. Musi pozwolić nam znów poczuć ten dreszczyk – że oto coś naprawdę się dzieje. Że świat mody znów staje się sceną. I że… Miranda Priestly jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.