Warszawa znów w centrum muzycznego świata. XIX edycja Konkursu Chopinowskiego odbywa się w dniach 2–23 października 2025 roku. To nie tylko kolejna odsłona prestiżowego wydarzenia, lecz również początek obchodów stulecia Konkursu, które będą towarzyszyć nam przez następne lata. Jeśli kochasz fortepian, narodziło się kilka powodów, żeby zająć miejsce w Filharmonii Narodowej albo śledzić transmisje online.
Konkurs od zawsze jest mieszanką arcydzieła, polityki muzycznej i nieprzewidywalnych emocji. W tym roku organizatorzy — Narodowy Instytut Fryderyka Chopina — przygotowali dopieszczony harmonogram: etap I i kolejne przesłuchania na początku października, finały między 18 a 20 października, a całość wieńczy inauguracja i kilka towarzyszących wydarzeń, w tym „Chopin Courier” — codzienny serwis z relacjami i analizami. Dla uczestników i publiczności to wygodna, “wszędzie i od razu” formuła, która ułatwia śledzenie zmagań.
Kilka faktów organizacyjnych, żeby było jasne: przesłuchania wstępne miały miejsce już wcześniej i objęły repertuar obowiązkowy (etudy, nokturny itp.), a uczestnicy musieli się wykazać wyjątkową kondycją repertuarową — to nie konkurs dla odtwórców półśrodków. Regulamin dopuszczał pianistów urodzonych między 1995 a 2009 rokiem, co tradycyjnie sprowadza na scenę mieszankę młodzieńczej brawury i dojrzałej techniki.
Jury prowadzane przez Garricka Ohlssona — nazwisko, które samo w sobie budzi rezonans — to międzynarodowa ekipa złożona z laureatów poprzednich edycji i doświadczonych pedagogów. Ich wybory będą bacznie obserwowane: nie żyjemy w erze, gdy jedynie perfekcja techniczna gwarantuje triumf. Dziś liczy się wrażliwość stylistyczna, oryginalna interpretacja i umiejętność opowiedzenia Chopina po swojemu, ale w granicach dobrego smaku. O tym, jak jury zinterpretuje te priorytety, dowiemy się dopiero po werdykcie.
Co warto obserwować (i o czym warto głośno mówić)
Po pierwsze: traktowanie Chopina jako żywego kompozytora, a nie pomnika. Obserwuję od kilku lat, że młodzi pianiści eksperymentują z rytmem, artykulacją i dynamiką w sposób, który dla tradycjonalistów bywa nie do przyjęcia. Dla mnie konkursem, który ma sens, nie jest ten, który tylko nagradza „bezbłędność”, ale ten, który promuje myślenie interpretacyjne — nawet jeśli czasem granica między tym nowatorskim a pretensjonalnym jest cienka. Nie boję się powiedzieć: lepiej odważna wizja niż zimna perfekcja bez wyobraźni.
Po drugie: transparentność i sposób pracy jury. Publiczność ma prawo wiedzieć, dlaczego padają takie, a nie inne decyzje. Konkursy tej rangi nie powinny być czarną skrzynką. Dyskusje w mediach społecznościowych pokazują, że każdy werdykt będzie analizowany milimetr po milimetrze — a to dobrze. To wymusza odpowiedzialność i — miejmy nadzieję — zdrową debatę o estetyce wykonawczej.
Po trzecie: wpływ mediów i transmisji. „Chopin Courier” i streamingi zmieniły dynamikę konkursu: tysiące słuchaczy komentują występy niemal na żywo. Z jednej strony to demokratyzacja — konkurs przestaje być elitarny — z drugiej, presja publicznej oceny w czasie rzeczywistym może wpływać na odbiór jurorski i karierę młodych artystów. To nowa rzeczywistość, której chyba jeszcze do końca nie oswoiliśmy w świecie muzyki klasycznej.
Jak oglądać i słuchać?
Bilety na przesłuchania i koncerty można kupić przez stronę konkursu; jeśli nie ma miejsca w filharmonii, śledźcie transmisje — jakość produkcyjna są na bardzo wysokim poziomie (transmisje prowadzone są w jakości 4K). Warto też obserwować materiały towarzyszące: wykłady, spotkania z jurorami i wystawy (między innymi pokonkursowy plakat zwycięzcy konkursu plastycznego). To nie tylko konkurs — to tygodnie edukacji i inspiracji dla melomanów.
Konkurs Chopinowski to instytucja. Ma swoje wady i zalety, konserwatyzm i impulsy odmładzające jednocześnie. W 2025 roku stoi przed szansą: uczcić stulecie z szacunkiem dla tradycji, nie zatracając przy tym odwagi do rozmowy z nowym pokoleniem wykonawców. Mam nadzieję, że jury nagrodzi nie tylko precyzję, ale i autentyczność, a publiczność potraktuje to wydarzenie nie tylko jako spektakl, lecz jako przestrzeń, gdzie muzyka naprawdę się dzieje — żywa, aktualna i czasem niepokojąca.