Jean Paul Gaultier od zawsze był (jest???) synonimem wolności, ironii i seksownej przekory. Teraz jednak dom mody wchodzi w nowy etap – po latach gościnnych kolaboracji, stery kreatywne przejął Duran Lantink, a jego pierwsza kolekcja „Junior” na sezon Wiosna-Lato 2026 miała być symbolicznym otwarciem nowego rozdziału. Wyszło… no cóż… mocno inaczej.
Lantink – dotąd znany z dekonstrukcji i klubowego recyklingu mody – postanowił wskrzesić kultową linię Junior Gaultier z lat 1988–1994. Problem w tym, że zrobił to z taką siłą, że duch oryginału gdzieś się po drodze zgubił. „Junior” miało być o wolności i zabawie, a wyszło jak patchwork po ciężkiej nocy z dragami: za dużo pomysłów, za mało stylu. Po prostu „Basia, pakuj buty, pakuj kolekcję, wychodzimy…”.
Moda jako eksperyment bez hamulców
Pokaz w podziemiach Musée du Quai Branly w Paryżu był równie szalony jak sama kolekcja. Dysmorfia, przeskalowane ramiona, spódnice lecące w powietrze, tatuaże 3D, optyczne paski marynarskie i trompe l’oeil z nagim ciałem – to wszystko miało być memoriałem nowej energii Gaultiera. Skończyło się jednak na efekcie „za bardzo chcę być cool”. Lantink twierdzi, że nie robi moodboardów, tylko „czuje modę”. Czuć faktycznie – ale bardziej chaos niż wizję. To jakby spotkać Gaultiera z rave’u w Amsterdamie i kazać mu projektować po 48 godzinach bez snu. Czasem genialne, czasem żenujące, a czasem prowokacyjnie.








Gaultier patrzy z boku – i chyba się nie uśmiecha
W tle unosił się duch oryginalnego Gaultiera – marinière, tatuaże, błyszczące kolory, odrobina kiczu. Ale Lantink potraktował te ikony bardziej jak gadżety niż DNA marki. Efekt? Kolekcja, która wygląda jak eksperymentalna instalacja artystyczna lub szalony pomysł wykładowcy szkoły projektowania ubioru, a nie gotowa do noszenia linia prêt-à-porter.
Można odnieść wrażenie, że Duran Lantink chciał zrobić z Gaultiera rave’ową rewolucję, ale zabrakło mu świadomości proporcji. W modzie balans między przerysowaniem a groteską jest cienki – i tu według mnie został przekroczony.
















Czy Jean Paul Gaultier stracił swoje „je ne sais quoi”?
Debiut Lantinka to bez wątpienia mocne otwarcie – tylko niekoniecznie w dobrym kierunku. To, co miało być hołdem dla legendarnej wolności Gaultiera, momentami przypominało autoparodię. Jeśli „Junior” ma być nowym początkiem, to trzeba będzie mocno posprzątać po tej modowej imprezie. Jean Paul Gaultier zawsze bawił się formą, ale nigdy nie tracił wyczucia – tutaj go zabrakło. I choć Lantink ma ambicję odświeżyć markę dla młodego pokolenia, pytanie, czy młodzi naprawdę tego chcą.