fot. Robert Głowacki / dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Muzeum Sztuki Nowoczesnej: Sztuka kobiet w wersji nieupiększonej

Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie zaczyna drugi rok w nowej siedzibie z rozmachem. Dwie wystawy otwierają się jednocześnie i razem tworzą jeden z najważniejszych feministycznych projektów w Polsce ostatnich dwóch dekad. „Kwestia kobieca 1550–2025” i „Miasto kobiet” to nie jest kolejna opowieść o sztuce z dopiskiem „kobietom też coś się należało”. To mocny, szeroki i wreszcie uczciwy przegląd ponad pięciu stuleci twórczości, który pokazuje, że kobiety nie tylko były obecne w sztuce. One ją współtworzyły – konsekwentnie, często wbrew wszystkiemu. 

Kuratorska myśl jest prosta: opowiedzmy historię bez tego wielowiekowego filtra, który spychał autorki do przypisów. Wreszcie widać, jak niesprawiedliwe było przekonanie, że przed XX wiekiem kobiety-artystki były „wyjątkiem”. To mit, który ta wystawa rozmontowuje na naszych oczach.

Pięćset lat sztuki kobiet bez pudru i upiększeń

„Kwestia kobieca” to projekt Alison M. Gingeras – kuratorki, którą publiczność Muzeum Sztuki Nowoczesnej zna z hitowej wystawy Aleksandry Waliszewskiej. Tym razem Gingeras bierze na warsztat ponad pięćset lat twórczości kobiet i osób niebinarnych. Od Artemisii Gentileschi, Angeliki Kauffmann i renesansowych malarek, przez Łempicką i Fridę Kahlo, aż po współczesne ikony jak Tracey Emin, Marlene Dumas czy Tala Madani. Blisko 200 prac, większość figuratywna, żeby zachować spójność języka i pokazać ciągłość kobiecego autorstwa. 

I tu jest sedno: ta wystawa nie pyta, „gdzie były kobiety?”. Ona odpowiada: „wszędzie – tylko nikt ich nie wpuszczał do historii”.

Gingeras prowadzi widza przez dziewięć części tematycznych, od alegorii kobiecej siły po wojny, mistycyzm, macierzyństwo, edukację i tożsamość. Każdy dział jest jak otwarcie kolejnej warstwy – tej, którą historia sztuki zwykle odkładała na później.

fot. Robert Głowacki / dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Feministyczny rodowód, który nie zaczyna się wczoraj

To, co robi wrażenie, to szerokość kontekstu. Wystawa cofa nas do Christine de Pizan i jej tekstów obalających mizoginiczne „oczywistości” początku XV wieku. Pokazuje, jak z tego intelektualnego fermentu narodziła się „kwestia kobieca”, która stała się paliwem dla sufrażystek i pierwszych aktywistek. Dzisiejsze feministyczne narracje mają tu swój precyzyjny rodowód – i nagle zaczynasz widzieć, jak długa i konsekwentna jest ta linia. 

Najciekawszy jest jednak sposób, w jaki wystawa redefiniuje kobiecość. Nie jako zamkniętą kategorię, ale jako żywe pole doświadczeń, obejmujące także twórców trans, osoby niebinarne i twórczynie, które świadomie wychodzą poza klasyczne pojęcia płci.

„Miasto kobiet”, czyli cztery głosy, cztery temperatury sztuki

Druga część projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej to równolegle otwierająca się wystawa „Miasto kobiet”. Nie uzupełnia „Kwestii kobiecej”. Ona ją komplikuje – i bardzo dobrze. Cztery autonomiczne części, cztery kuratorskie mikroświaty:

  • „Z trzewi” Julii Bryan-Wilson – mocne, cielesne prace o ciele, wygnaniu, przemocy i oporze, z pracami m.in. Hatsum, Hesse, Szapocznikow. Tekstylia, beton, gips. Surowość bez przefiltrowania. 
  • „Inne jutra” Michaliny Sablik i Very Zalutskayej – queerowe, fantastyczne narracje, które podważają to, co „znane i bezpieczne”. W tym feministycznym języku pojawia się mit, fikcja i technologia jako przestrzeń wolności. 
  • „Jej serce” Karoliny Gembary – dokumentalna, intymna część o prawach reprodukcyjnych. Fotografie, filmy, archiwa protestów, historie aborcji. Zero eufemizmów. To jest współczesna rzeczywistość, której nie można dłużej pudrować. 
  • „Byłyśmy. Międzynarodowy Rok Kobiet 1975” Wiktorii Szczupackiej – rzadko omawiany feminizm socjalistyczny, widziany z polskiej perspektywy. Archiwa, teksty, awangarda. I przypomnienie, że historia emancypacji nie zawsze wygląda tak, jak w zachodnich podręcznikach. 
fot. Robert Głowacki / dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Dlaczego ta wystawa jest potrzebna właśnie teraz?

Bo wszystko, co dotyczy praw kobiet w Polsce, znowu zostało zepchnięte na dalszy plan. W czasach, gdy polityka próbuje ustawiać narrację o kobiecym ciele i kobiecej wolności, sztuka robi to, co zawsze robiła najlepiej: stawia lustro. I nie boi się konsekwencji. MSN nie robi ładnej opowieści. Robi konieczną.

Warto dodać: „Kwestia kobieca” i „Miasto kobiet” to nie tylko symboliczna rewizja kanonu. To też pokaz szerokiej międzynarodowej współpracy. W Warszawie zobaczymy prace wypożyczone z Uffizi, Nasjonalmuseet, Mathaf w Katarze czy Lenbachhausu w Monachium. W polskich muzeach wcale nie jest to norma. Tu robi różnicę. Do tego spotkania z Celią Paul, rozmowa Alison Gingeras z Katy Hessel, program filmowy Kinomuzeum, wykłady, oprowadzania. Cała ta opowieść rozrasta się w wielowarstwowy projekt – muzeum idzie pełną parą.

Co zostaje po wyjściu z wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej? Przede wszystkim świadomość, że historia sztuki bez kobiet jest nie tylko niepełna. Jest fałszywa. Ta wystawa nie próbuje nikogo przekonać do feminizmu. Ona zwyczajnie pokazuje fakty, których przez dekady nie chciano widzieć. A jeśli chodzi o Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, to wygląda na to, że wreszcie zaczyna grać na poziomie, którego w polskich instytucjach od dawna brakowało.


„Kwestia kobieca 1550–2025. Miasto kobiet”
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
ul. Marszałkowska 103, 00-110 Warszawa

Wystawa potrwa od 21 listopada 2025 roku do 3 maja 2026 roku.