FELIETON: Czy naprawdę potrzebujemy kolejnego podcastu modowego i dlaczego nie

Podcasty modowe mnożą się szybciej niż sezonowe trendy. Każdy chce mówić o stylu, ale niewielu ma coś do powiedzenia. Czy warto dokładać jeszcze jedną audycję do tej zatłoczonej półki? Odpowiedź jest przewrotna. Nie potrzebujemy kolejnego podcastu modowego. Chyba że ktoś wreszcie przestanie udawać, że moda jest z waty cukrowej i zacznie mówić o tym, co naprawdę w niej kręci i uwiera.

Moda w słuchawkach: moda na podcasty

Moda kocha nowe zabawki. Kiedy pojawił się Instagram, wszyscy nagle bili się o to, kto pierwszy pokaże torebkę, but albo kubek kawy z odpowiednim logo. Dziś Instagram już się zrobił trochę passé, TikTok rządzi, ale jednocześnie inny format przeżywa swój złoty czas. Podcasty.

Doszliśmy do momentu, w którym każdy, kto kiedykolwiek poszedł na pokaz mody, uznał, że świat powinien usłyszeć jego opinie. Prowadzący często zaczynają od sloganu o „szczerze opowiadanych historiach branży”, a kończy się dokładnie tak samo jak zawsze. Wspomnienia o tym, jak ciężko było na początku. Delikatna krytyka fast fashion, ale bez nazw, żeby się nikt nie obraził. I wreszcie anegdotka o osobistym stylu, bo to zawsze się klika. A właściwie: słucha.

Mam deja vu za każdym razem, gdy ktoś zapowiada odcinek o „trendach na nadchodzący sezon” albo „tajemnicach backstage’u”. Tajemnice, serio? W erze instastories, gdzie makijażystki same wrzucają proces blendowania cieni? No błagam. Podcasty powinny być jak dobry projekt: po co coś dodawać, jeśli tego nie potrzebujemy?

Kiedy rozmowa o modzie zamienia się w autopromocję

Największym grzechem podcastów modowych jest to, że bardzo szybko przestają być o modzie. Stają się narzędziem autopromocji. Goście w kółko powtarzają, jacy są wdzięczni za wszystko i jak bardzo kochają „ten wyjątkowy świat”. Prowadzący nie zadają trudnych pytań, bo albo sami żyją z tej branży, albo liczą, że kolejny gość to im jakoś wynagrodzi. Spijają sobie z dziubków dosłownie i pytając „w jednym z wywiadów powiedziałeś, że…” lub „mając takie poczucie”.

Moda to biznes. Czasem brutalny. Czasem cyniczny. Zawsze pełen zestaw interesów. Ale w podcastach wszystko brzmi, jakbyśmy mówili o najbardziej empatycznej branży na świecie, gdzie każdy każdemu kibicuje. Równie dobrze można robić podcast o jednorożcach i tęczy nad Lazurowym Wybrzeżem. I właśnie w tym tkwi problem. Jeśli rozmowy są tylko miękkie, to nie zostaje nam nic do zapamiętania. Tylko puste pochwały.

Wszyscy pytają o styl. A kto spyta o warunki pracy?

Moda to nie tylko piękne zdjęcia w kampaniach. To także ludzie szyjący koszulki za grosze. Ktoś produkuje buty, ktoś negocjuje ceny do granic absurdu, ktoś siedzi po nocach nad kolejnym projektem, który w ostatniej chwili pójdzie do kosza. A w podcastach? Najczęściej cisza. Bo to niewygodne.

Podcasty mogłyby być miejscem szczerości. Ale szczerość nie zawsze jest instagramowa. A w modzie za często liczy się wizerunek, nie prawda. Czy naprawdę nikogo już nie interesuje, co się dzieje za kulisami tej maszyny opiniotwórczej? Mamy tematy na setki godzin materiału. Tyle że one nie pasują do filtrowanego przekazu.

Jak nie umrzeć z nudów przy słuchaniu rozmów o modzie

Nie twierdzę, że wszyscy robią to źle. Jest garstka twórców, którzy potrafią rozmawiać z pasją. Zadają pytania, które faktycznie coś odkrywają. I czasem nawet pozwalają sobie na konstruktywny hejt. Ale takich jest niewielu.

Moda potrzebuje właśnie tego: rozmowy bez cenzury. Kogoś, kto zapyta celebrytkę „dlaczego wciąż promujesz marki, które robią eco greenwashing?”. Albo dyrektora artystycznego „czy naprawdę wierzysz w rewolucję, skoro trzeci raz odcinasz kupony od archiwum?”. Tymczasem większość podcastów przypomina stary katalog reklamowy. Ładne zdjęcia i minimum treści. Szkoda.

Moda udaje sztukę, sztuka udaje luksus, a luksus udaje skromność

Najzabawniejsze jest to, że sama moda nie wie, kim chce być. Trochę sztuką, trochę społecznym komentarzem, trochę memem. A każdy kolejny podcast dokłada jeszcze jedną maskę, zamiast ją zrywać.

Słuchając tych rozmów, mam czasem wrażenie, że branża mówi o sobie jak o misji ratowania świata. I jednocześnie produkuje milion par butów rocznie, bo przecież każdy „zasługuje na luksus”. Hipokryzja aż dzwoni w słuchawkach. Gdyby podcasty modowe zaczęły wreszcie demaskować ten paradoks, słuchałbym ich z przyjemnością.

Dlaczego mimo wszystko chcemy słuchać

Tu dochodzimy do paradoksu. Mimo że większość audycji jest przewidywalna, to ludzie nadal ich słuchają. W wolnej chwili, w drodze do pracy, podczas prasowania. Bo moda, nawet jeśli bywa płytka, wciąga jak ulubiona telenowela. Każdy chce podejrzeć kogoś z pierwszego rzędu, zajrzeć do garderoby gwiazdy, poczuć się jak część świata, który błyszczy.

To naturalne. Moda jest show. A podcasty budują iluzję uczestnictwa bez konieczności kupowania biletu na fashion week. Problem pojawia się wtedy, gdy zamiast show dostajemy godzinę lania wody o „pasji do ubrań” bez faktów, a same mity okraszone eksperckim słownictwem.

Kiedy podcast modowy ma sens

Mówię wprost: nie potrzebujemy kolejnego podcastu, jeśli ma być kopią tego, co już istnieje. Ale potrzebujemy takiego, który rozumie, o co w tej branży naprawdę chodzi. Taki podcast mógłby pokazać modę przez pryzmat ludzi, którzy na niej stoją, opowiadać o historii stylu bez napuszonego tonu, wyciągać na światło dzienne konflikty i głośno zadawać niewygodne pytania, przestać dmuchać w balon próżności, który i tak zaraz pęknie Czy to boli? Trochę tak. Ale może czas przestać udawać, że wszystko jest cudownie i „10 gorących trendów na wiosnę” już dawno się przegrzało?

Czas na rewolucję w podcastach modowych

Wyobraźmy sobie podcast, który nie boi się kontrowersji. Gdzie ktoś wreszcie powie, że kult niektórych projektantów przypomina religię bez świętych. Gdzie nie udajemy, że każda kolekcja jest „genialna”. Gdzie styl nie jest wiecznym manifestem ego, tylko narzędziem komunikacji. Taki format miałby sens. Ba, byłby potrzebny. Moda to przecież emocje. Konflikty. Ryzyko. Dlaczego więc podcasty o niej brzmią jak ułożone biuletyny wewnętrzne firm odzieżowych?

Czy potrzebujesz kolejnego podcastu modowego?

Nie. Nie potrzebujesz kolejnego podcastu o modzie, jeśli ma ci opowiadać to, co już słyszałeś. Jeśli ma być lukrowany jak tani pączek i tak samo pusty w środku. Jeśli ma tylko przyklejać kolejny filtr na Instagram branży, która i tak obsesyjnie filtruje rzeczywistość. Ale może potrzebujesz podcastu, który wreszcie wciśnie szpilkę w tę nadmuchaną bańkę? Który potraktuje modę jak pełnoprawny kawał kultury, a nie katalog zakupowy. A jeśli takiego jeszcze nie ma? Albo będzie?