Wyobraź sobie, że kultowy dom mody Mugler, znany z kosmicznego stylu i zapachów jak „Angel” czy „Alien”, wraca do świata makijażu po… 15 latach ciszy. I nie samodzielnie, a pod rękę z gigantem, L’Oréal Paris. To jak spojrzeć na odświeżony klasyk, w nowym, przystępnym opakowaniu, które i tak cię zachwyca. I tak się właśnie stało.
Co znajdziesz w tej kapsule?
W kolekcji L’Oréal x Mugler znajdziesz to, co większość z nas nosi codziennie – tylko z Muglerowym twistem. Podkład w poduszce (tzw. cushion), ale o lekkiej formule i tylko… 10 odcieniach – może niedużo, ale design robi robotę. Do tego kremowy rozświetlacz w formie sticka – PVC dla neutralnego blasku i Cristal, chłodno błękitny. Palety cieni – Nude do dnia, Midnight do wieczoru, plus klasyczne tusz do rzęs, liner i pomadki z kwasem hialuronowym, w tym torebkowy hołd – Red 1974 (na cześć roku powstania domu mody Mugler).
To dokładnie ten vibe – „makijaż z korzyścią dla skóry, ale nie tracący charakteru”. Wszystko skrojone pod dostępność: ceny mieszczą się między €14,99 a €24,99 (od około 63 złotych do 110 złotych).
Żeby było jasno – to nie kolejna zwykła kampania. W roli głównej – Kendall Jenner. W tle? Kultowe archiwalne projekty Muglera: butterfly dress, tailleur chimère, corset – spojrzenie w przeszłość przez futurystyczną, sexy lupę. To taka kapsuła dla nowych odbiorczyń i odbiorców – elegancka, błyskotliwa, ale i Instagramowa.
Dlaczego teraz? Timing jest mistrzowski
Po przejęciu Muglera przez L’Oréal (2020) i zaraz przed oficjalnym debiutem nowego dyrektora kreatywnego marki, Miguel Castro Freitas, trzeba było zrobić szum. I zrobili – trafiając elegancko w moment, gdy wszyscy czekają na sygnał: tak, Mugler wraca w kolorze.
Plusy za styl, minusy za niedosyt
To, czego Mugler teraz uczy – to dostępny luksus. Mapujemy archiwum Muglera na kosmetyki, które można mieć bez wydawania kroci. Projekty, nazwy (wspomniany np. Red 1974), kolorystyka – to spójne brandingowe arcydzieło. Cena i dostępność czynią je nagle realne dla szerszego grona.
Tylko 10 odcieni podkładu? W 2025 roku to… mało. Mamy prawo wymagać więcej różnorodności. A dropowy model? Fajny na hype, ale frustrujący, gdy ulubiony odcień znika w trybie „sold-out” i już nie wraca. No i cały ten safe play – graficzny look, Insta-ready cienie – to trochę za mało odwagi w stylu Muglera. Widać archiwa, ale czuję, że chcę więcej futurystycznego szaleństwa niż tylko pastelowy błysk.
Ta kolekcja to wyzwanie. L’Oréal dodaje Muglerowi masowy zasięg, Mugler dodaje L’Oréal elegancję i kultowy kod. To flirt z estetyką przyszłości opakowany w cenę, którą da się przełknąć. Na razie – całkiem dobry flirt. Jeśli następne fale tej współpracy przyniosą inkluzywność, więcej szaleństwa i odważniejsze formuły – to może być początek czegoś dużego.