fot. materiały prasowe

FELIETON: Krytyczne oko w modzie

W ubiegłym tygodniu na paryskim Fashion Weeku odbyły się dwa ważne debiuty. Swoje pierwsze kolekcje na nowych stanowiskach zaprezentowali Chemena Kamali (Chloé) i Seán McGirr (McQueen). Ile ludzi, tyle opinii, Chemena jednak przyjęta została bardzo ciepło zarówno przez branżę, jak i ogólną publikę. Czego nie można powiedzieć o kolekcji Seána. 

Poprzedniczką Kamali była Gabriela Hearst, która swego czasu na pozór sprawdzała się w Chloé bardzo dobrze. Jednak czy rzeczywiście tak było? Samo to, że posady nie utrzymała mówi inaczej. Warto zaznaczyć, że Hearst teoretycznie miała dobry odbiór swojego kierunku artystycznego w marce. Ciężko jednak uwierzyć, że było to autentyczne patrząc na zachwyt, jaki wywołała jej następczyni wracając do estetyki boho. 

W przypadku McGirra sytuacja rysuje się w ten sposób, że stosunkowo dobrze został odebrany przez szeroko pojętą branżę, ale opinia publiczna go zjadła. Wystarczy poczytać komentarze na Instagramie domu mody, żeby dokładnie stwierdzić, co o zmianie sądzi „lud”. 

Użycie stwierdzenia „stosunkowo dobrze” w odniesieniu do przedstawicieli mody nie jest przypadkowe. Nawet krytycy starali się być delikatni, biorąc pod uwagę, że jest to debiut młodego projektanta. Hanan Bešović bezpośrednio po pokazie zapytał tylko swoich obserwatorów o opinie, za co został obśmiany i stwierdzono, że boi się cokolwiek powiedzieć. Krytyk odniósł się do tego, stwierdził, że kolekcja zbyt mocno nawiązywała do estetyki J.W.Andersona, gdzie uprzednio pracował McGirr. Stwierdził również, że daje projektantowi czas na rozwinięcie skrzydeł. Innego zdania był Lyas, który był wręcz zachwycony kolekcją. Tutaj również zainterweniowali internauci. Twórcy zarzucono brak obiektywizmu, przekupstwo i nieszczere pochwały, które w przyszłości mają przynieść dalszą współpracę z domem mody McQueen. Lyas stwierdził, że to bzdury i zapewniał na swoim story, że kolekcja rzeczywiście przypadła mu do gustu.

Tutaj rodzi się ważne pytanie, czy kwestie marketingowe rzeczywiście dobijają powoli krytyczne oko w modzie? Trzeba przypomnieć, że kiedyś działało to w ten sposób, że recenzje pokazu mogły pogrążyć biznes projektanta. Było to na swój sposób przesadą, ale krytyka z reguły motywowała projektantów do rozwoju. Teraz żyją oni w swoich bańkach, gdzie opłacane opinie dają im poczucie uwielbienia. 

Jak się okazuje ważna jest tutaj również kwestia zaproszeń na pokazy i eventy. PR marek jest obecnie bardzo wrażliwy i branża boi się powiedzieć cokolwiek krytycznego. Dzieje się tak, bo gwarantuje im to miejsce na czarnej liście. Zaproszenie więcej się nie pojawi, co uniemożliwi w pewien sposób rozwój dalszej działalności. Gdzie np. w przypadku krytyków mody obecność na pokazach jest bardzo istotna. Opinia publiczna uważa zatem, że sprzedają się oni za zaproszenia, które można również nazwać symbolem całego procederu. Magazyny i większe instytucje swoje opinie bazują oczywiście na pieniądzach.

Doskonale było to widać, gdy wśród zachwytów nad pokazem i okładek z wykorzystaniem poprzedniej kolekcji, w przestrzeni internetowej pojawiła się w The Cut krytyczna recenzja najnowszego pokazu Gucci. Oczywiście były to słowa szczere do bólu i wyrażały to, co pewnie większość branży bała się powiedzieć. The Cut jest to tytuł, który nie potrzebuje Gucci do funkcjonowania, nie został opłacony, zatem obiektywizm został zachowany.

Opinia publiczna powoli dostrzega przekupstwo i przesadną poprawność. Jest to zjawisko pożądane, bo prawdziwa moda musi być autentyczna, nie tylko w kontekście jej twórców. Brak odpowiedniego komentarza i nieszczery zachwyt prowadzą bowiem do bylejakości, a to w tej kwestii oznacza ostateczny upadek branży modowej w oryginalnej formie.