Edyta Herbuś: „Uważam, że każdy z nas ma swoją unikatową jakość, której świat potrzebuje w swojej różnorodności. Uczę się świecić tym blaskiem zamaszyście.”

fot. Anna Pabijańczyk-Staniszewska dla OCZY.MAG

Edyta, zacznijmy w ogóle od tego czy dobrze się czujesz sama ze sobą? Będąc tu i teraz?

Wiesz, dziś jest idealny moment na to pytanie! Dawno już nie czułam się tak fantastycznie. Właśnie wróciłam z Jordanii, gdzie realizowaliśmy zdjęcia do kolejnej edycji programu „Tańcząca ze światem”. Zawsze, kiedy wyruszamy w kolejną podróż, zwiedzamy najpiękniejsze i najbardziej interesujące miejsca danego kraju, które ja nazywam „miejscami mocy”. Kiedy wracam potem do domu, czuję się naładowana nową energią, która buzuje we mnie jeszcze przez długi czas. A Jordania ma takich miejsc wiele. Czuję, jakbym z tych podróży przywoziła jakiś kawałek siebie i stawała się przez to jeszcze bardziej kompletna. Wiem, że brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale tak właśnie jest. Czuję dziś ten komfort, o który pytasz. Bo nawet gdy pracuję tak jak na tym wyjeździe, codziennie przez 12 godzin, jest w tym lekkość i przyjemność z autentycznego przeżywania przygody. Kiedy chłoniesz zmysłami tak dużo jednocześnie, odkrywasz nowe miejsca, poznajesz ludzi, to wszystko budzi w tobie zachwyt. A jeśli lubisz przy tym też siebie, to stajesz się przyjemnym towarzystwem również dla innych i okazuje się, że relacje nawiązują się w najbardziej swobodny i naturalny sposób. Zadziwiające jest też to, że przeradzają się nawet w przyjaźnie. W Jordanii poznałam właśnie taką kobietę – Aminę, która ma w sobie polsko-arabskie korzenie i jest mi bliska od pierwszego dnia naszej znajomości. Pewnie dlatego, że temperamentem i radością życia, jesteśmy do siebie bardzo podobne. Takie spotkania napawają mnie wdzięcznością, pomagają też zobaczyć siebie oczami innych ludzi, albo przejrzeć się w nich, jak w lustrze podobieństw. Żeby polubić siebie naprawdę, trzeba nauczyć się, jak puszczać kontrolę i przekonania o tym, jakim się być „powinno”. Oczyścić umysł ze stereotypów i chęci podobania się innym. Wiesz kiedy zaczyna się według mnie prawdziwa zabawa? Kiedy na myśl o odkrywaniu siebie pojawia się fascynacja.

Można łatwo przekroczyć granicę między kochaniem siebie, a egoizmem?

Dla mnie to dwie różne rzeczy. Kochanie siebie to zdrowy stan, w którym rozkwitasz ty i twoje życie. Ta umiejętność wpływa też bardzo pozytywnie na relację z innymi ludźmi. Egoizm natomiast bardziej wynika z braku zaufania, ze strachu, który jak mawiał mój nauczyciel „jest bardzo egocentryczny”. Czyli ostatecznie z braku miłości do siebie. Autentyczność jest tym, co karmi nas i przyciąga ludzi, a egoizm i samouwielbienie separuje. 

Jak odkryć swój potencjał i rozwijać się?

Po prostu żyć. Doświadczać. Sprawdzać i poznawać siebie w różnych sytuacjach, w relacjach z innymi. Nie da rady nauczyć się siebie „teoretycznie ”. Odkrywanie swojego potencjału wymaga doświadczenia i odwagi. I zgody na „popełnianie błędów”, bo to najcenniejsze lekcje. U mnie dużo manifestuje się też w projektach teatralnych, rolach, które odgrywam, wychodząc poza strefę komfortu, wydobywając na powierzchnię słabości. 

Czy był jakiś moment w twoim życiu, który był przełomowy dla twojego samorozwoju?

Kilka na pewno. Chociażby rola w spektaklu „Diva” w reż. Grzegorza Kępińskiego, gdzie musiałam się zmierzyć z potężną dramatyczną rolą w duo-dramie partnerując Małgosi Bogdańskiej. To było dla mnie jak eksternistyczny egzamin z aktorstwa. Wykreowanie bohaterki Lany, utkanej również z wielu moich cech i doświadczeń, często wstydliwych i pochowanych, było wyzwaniem na wielu poziomach. Dużo się nauczyłam w tym procesie, zarówno o budowaniu postaci, jak i o samej sobie. 

Jakie jest twoje podejście do współpracy z innymi aktorami? Czy możesz na nich liczyć w swojej pracy?

Współpraca z innymi aktorami jest dla mnie ważna, bo wiem, że budowanie dobrego przedstawienia to praca zespołowa. A zależy mi bardzo na dobrych efektach pracy, w którą zawsze mocno się angażuję. Każdy spektakl wnosi konkretną wartość do mojego życia, tak jak każdy aktor do przedstawienia. Choć czasem wyzwaniem może być rywalizacja, to coraz częściej doświadczam też wzajemnego wsparcia w zespole. Wtedy ta praca, choć nie łatwa, przynosi dużo przyjemności. Każde nowe przedstawienie rozpoczynam z entuzjazmem dziecka. Uwielbiam, kiedy udaje nam się stworzyć razem coś pięknego. Ta radość się potęguje, kiedy później, podczas spektakli publiczność czerpie też z tej energii dla siebie. To jest właśnie magia teatru. Te wspólne przeżycia i emocje. Dla mnie równowaga i współpraca są kluczowymi elementami sukcesu zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. 

Czy możesz powiedzieć, jakie konkretne kroki podejmujesz, aby promować taką atmosferę współpracy w swoich projektach?

Przede wszystkim to profesjonalizm. Potem koleżeństwo. Najpierw jest koncentracja na swoim zadaniu, czyli nauka tekstu i określenie cech postaci, co stanowi bazę do dalszej pracy nad rolą. Jak to jest, to zaczyna się zabawa. Szukanie interpretacji, reagowanie na partnerów scenicznych, podążanie za wizją reżysera. Liczy się wzajemny szacunek, otwartość i ciekawość na pojawiające się też nowe opcje podczas procesu tworzenia. Gdybyś mnie zapytał o największe trudności, to wymieniłabym takie tendencje: zazwyczaj awanturują się ci, którzy chcą przykryć swoje braki, konflikty w zespole pojawiają się przez tych, co zawsze chcą być ważniejsi od innych, a publiczność najbardziej lubi tych, którzy potrafią się najlepiej bawić swoją postacią.

Czy zainteresowanie aktorstwem wynikało z jakiegoś szczególnego impulsu?

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Było to coś, co zadziałało na mnie jak magnes. Stanęłam przed kamerą i ciach, było po mnie! Pierwszy raz poczułam to podczas udziału w programie „Taniec z gwiazdami”, gdzie partnerowałam aktorowi znanemu z popularnego serialu. Nasza współpraca była bardzo udana, co zaowocowało zaproszeniem do udziału w zdjęciach próbnych serialu „Na Wspólnej”. Scenarzyści napisali nam wspólny wątek – właśnie z partnerującym mi Kubą Wesołowskim. Potem były kolejne propozycje od producentów i tak duża serdeczność widzów, że zaczęłam traktować to poważnie i kształcić się w zawodzie. Dziś gram głównie w teatrze, trochę w filmach, właśnie dostałam nowe propozycje zagrania dwóch głównych ról w kolejnych przedstawieniach. Nowi reżyserzy, nowi aktorzy, nowe wyzwania. Bardzo to lubię. Czuję, że wciąż się rozwijam i tak poznaję też swój potencjał, o który mnie przedtem pytałeś. 

Czy opinie innych osób mają dla ciebie istotne znaczenie w kontekście rozwoju zawodowego?

Tak, jeśli należą do osób, których zdanie ma dla mnie znaczenie. Osób, które imponują mi swoim dorobkiem, których droga jest dla mnie inspiracją. Z takimi osobami zawsze chętnie rozmawiam, a ich sugestie czy uwagi traktuję jako wsparcie. Natomiast decyzje kluczowe dotyczące propozycji zawodowych i tak ostatecznie podejmuję samodzielnie. 

Myślisz, że możesz być postrzegana jako osoba inspirująca?

Tak, bo często to słyszę. Nie ma chyba jednego przepisu na to, jak być szczęśliwym, bo dla każdego to może oznaczać coś innego. Ale praca nad samoświadomością to dobry punkt wyjścia, a ja ją wykonałam i może dlatego, że jest to widoczne na zewnątrz, inni ludzie tak często mnie o to pytają. Korzystając z metod, które u mnie przyniosły dobre efekty, chętnie dzielę się swoimi doświadczeniami. Lubię, kiedy ludzie wokół są szczęśliwi. Wszystkim nam wtedy żyje się lepiej.

Czy możesz opowiedzieć o swoich przemyśleniach na temat strefy komfortu i wyjścia poza nią?

Myślę, że obie opcje są w życiu równie ważne, ale przebywanie tylko w jednej z nich, bez dostępu do tej drugiej, nie służy. Poczucie komfortu w codziennym życiu, odnalezienie pasji, która przynosi radość, domu, w którym czujemy się bezpiecznie i ludzi, przy których czujemy się ważni kochani, to podstawa. A wychodzenie do życia z nowymi pomysłami, kreatywnością, ryzykiem odkrywania tego, co nieznane przynosi rozwój. Lubię kiedy w moim życiu te strefy wzajemnie się przenikają.

Czy możesz podać przykłady?

Na przykład, ostatnio, kiedy po raz kolejny dostałam propozycję udziału w programie „Taniec z gwiazdami”, w którym czułabym się jak przysłowiowy „pączuś w maśle”, zamiast tego postawiłam na podjęcie wyzwania pracy przy nowych przedstawieniach teatralnych. Najwięcej uczę się, gdy podejmuję się stworzenia roli, która jest wyzwaniem i wymaga ode mnie nowych pokładów kreatywności, czegoś czego wcześniej nie doświadczyłam. To dla mnie sposób na wyjście ze strefy komfortu i rozwój jako aktorki.

Masz jakąś konkretną rolę, którą chciałabyś zagrać?

Tak, chciałabym móc zagrać taką rolę, która będzie dla widzów inspiracją, jak dla mnie kiedyś ta w filmie „Dirty Dancing”. Dokładnie pamiętam ten moment, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy, jako mała dziewczynka. To doświadczenie miało ogromny wpływ na moje życie i sprawiło, że pokochałam taniec. Marzy mi się podobna rola, która pozwoli mi połączyć obie pasje i będzie jednocześnie inspirująca dla innych.

Czy uważasz, że wszystko już zostało wymyślone i ciężko o jakiś nowy aspekt w pracy aktora?

Uważam, że każdy z nas ma swoją unikatową jakość, której świat potrzebuje w swojej różnorodności. Uczę się świecić tym swoim blaskiem zamaszyście. Szczególnie na scenie. Tak, żeby nie porównywać się z innymi, a wciąż odkrywać na nowo, na co jeszcze mnie stać. Przecież ta sama postać, kreowana przez dwie różne osoby będzie się różniła. I obie będą wartościowe. Tak samo jak jedna historia opowiedziana z dwóch różnych perspektyw, nigdy nie będzie taka sama. Zawsze istnieją różne konteksty i sposoby opowiadania. Ważne są wartości przekazywane przez te historie, warto szukać nowych rozwiązań i swoich własnych autentycznych jakości. 

Jak radzisz sobie z kompromisami w dorosłym życiu?

Współpraca tego uczy, a ja od dziecka ją trenuję. Ucząc się, jak współtworzyć z innymi osobami, pozostając wierną sobie i swoim przekonaniom. Zawsze staram się słuchać głosu serca i trzymać się tego, w co naprawdę wierzę. Nawet, kiedy życie czasem kusi jakimiś „błyskotkami,” ale mam poczucie, że coś jest nie tak, jakoś jest mi z tą myślą niewygodnie, to odpuszczam. Mam już w sobie taką umiejętność, że potrafię to rozpoznać, gdzie jest ten mój właściwy kierunek..

Dzięki czemu ją nabyłaś? Jakbyś to ujęła? Może to intuicja po prostu?

Na pewno… jako ryba (znak zodiaku – przyp. red.) i numerologiczna, mistrzowska 11. Z tą „mistrzowską jedenastką”, też jest wyzwanie. Bo jeżeli korzystasz z potencjału idąc drogą spełnienia, to możesz do tego mistrzostwa dojść naprawdę. Ale jeżeli zbaczasz ze swojej drogi, oddalając się od siebie, to wtedy te dwie jedynki się dodają i możesz zostać z frustracją „dwójki”. Ja wiem jaki jest smak obu opcji. Idąc z rozmachem, rozpędzona w swojej pasji wygrywam na przykład taneczną Eurowizję. I to było uczucie obezwładniającego szczęścia. Bardzo gorzko pamiętam natomiast smak doświadczenia, kiedy wątpiłam w siebie i w swoją moc, chowając się w cieniu. 

Czasem negatywne rzeczy pozwalają zupełnie inaczej spojrzeć na swoje życie. Nie masz takiego wrażenia?

Są takie momenty, kiedy stracisz coś, na czym ci zależało. To są te lekcje pokory. Bo jeśli chodzi o utratę bliskich ludzi, to mam to przed sobą i cholernie się tego boję. No właśnie… nie wiem jak to jest, bo jeszcze życie mi oszczędziło takiego doświadczenia.

W naszej rozmowie przywołałaś wiele ważnych kwestii dotyczących miłości i relacji…

Moje doświadczenia związane z miłością i relacjami odegrały kluczową rolę w kształtowaniu mnie jako kobiety. Przedłużające się próby dopasowania się do cudzych oczekiwań czy ideałów mogą prowadzić do toksycznych relacji. Dlatego teraz stawiam na autentyczność i akceptację zarówno siebie, jak i partnera. To lepsze niż dążenie do perfekcyjności.

Jak radzisz sobie z trudnościami w związku?

Miłością. Miłość jest lekarstwem na wszystko.


Zdjęcia: Anna Pabijańczyk-Staniszewska
Dyrektor kreatywny & wywiad: Krzysztof Malcher
Video: Konrad Koterba
Stylizacje: Aleksandra Lewańska
MUA: Kinga Jasińska
Włosy: Paulina Kosacka

Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy markom Maciej Zień, Swarovski oraz Laurastar.