W świecie kina, w którym miłość między mężczyznami coraz częściej przestaje być tabu, „Pillion” wchodzi jak burza — bez autocenzury, bez upiększeń. To pełnometrażowy debiut Harry’ego Lightona, znanego z nominowanego do BAFTY krótkometrażu „Wren Boys”. A24 po raz kolejny stawia na film, który mówi o pożądaniu tak, jak naprawdę wygląda — czasem brutalnie, czasem czułe, ale nigdy obojętnie.
Oparty na powieści „Box Hill” Adama Mars-Jonesa, „Pillion” to historia Colina (Harry Melling) — nieśmiałego kontrolera ruchu drogowego — i Raya (Alexander Skarsgård), charyzmatycznego lidera gangu gejowskich motocyklistów. Gdy Ray bierze Colina pod swoje skrzydła — i do swojego łóżka — rodzi się relacja, która wymyka się wszystkim definicjom. To nie romans w tradycyjnym sensie, raczej niebezpieczna gra siły i uległości, w której granice emocjonalne i fizyczne zlewają się w jedno.
Miłość, która boli i leczy jednocześnie
Lighton mówi wprost: „Pillion to film o ludziach, którzy kwestionują wartości, jakie odziedziczyli”. I właśnie to jest jego siła. To nie tylko opowieść o BDSM, ale o tym, jak każdy z nas układa swoje życie według cudzych wzorców — aż znajdzie kogoś, kto te wzorce rozwala.
Colin i Ray tworzą związek, który z zewnątrz wygląda jak nadużycie, ale wewnątrz staje się przestrzenią odkrywania siebie. Zderzenie miękkiego i twardego, siły i wrażliwości, bólu i rozkoszy. A wszystko w gęstym, sensualnym świecie zbudowanym przez twórców, którzy nie boją się pokazać potu, skóry i bliskości w sposób daleki od hollywoodzkiej sterylności.
Harry Melling i Alexander Skarsgård w rolach, które łamią tabu
Melling, znany z „The Queen’s Gambit” i „The Tragedy of Macbeth”, gra tu najodważniejszą rolę swojej kariery. Jego Colin to człowiek, który żyje na marginesie własnych pragnień — dopóki nie spotyka Raya. Skarsgård, w czarnej skórze i z uśmiechem bóstwa, z którym lepiej nie zadzierać, jest uosobieniem niepokojącej męskości. „Trzy słowa, które najlepiej opisują ten film? Lube, sweat i leather” — powiedział aktor w jednym z wywiadów.
Chemia między nimi jest elektryzująca, ale niebezpieczna. Kamera Nicka Morrisa (znanego z serialu „Sweetpea”) nie odwraca wzroku ani na moment. Widz zostaje zaproszony do świata, w którym uczucia mają zapach benzyny i lateksu, a miłość to balans między dominacją a oddaniem.
A24 znów w formie
Za produkcję odpowiada Element Pictures — studio stojące za „The Favourite”, „Poor Things” i „The Lobster”. To widać. Każda scena „Pillion” jest dopieszczona wizualnie, ale nie wymuskana. Kostiumy Grace Snell (od „The Souvenir”) redefiniują wizerunek „gejowskiego bikera”: mniej „Tom of Finland”, więcej współczesnej brutalistycznej elegancji. Scenografia Franceski Massariol oddaje brytyjskie przedmieścia z melancholijną dokładnością, a muzyka Olivera Coatesa (znanego ze współpracy z Radiohead) buduje atmosferę napięcia i pożądania.
„Pillion” to nie jest film, który ogląda się dla przyjemności. To film, który się przeżywa. Niepokoi, podnieca, zmusza do refleksji nad tym, jak bardzo władza, seks i miłość potrafią się przenikać. I jak cienka jest granica między oddaniem a utratą siebie.