Różowy – kolor, który przez dekady stał się symbolem delikatności, dziewczęcości i infantylności. „Różowy jest dla dziewczynek” – słyszymy od najmłodszych lat, jakby był to zapisany w genach kod biologiczny, a nie efekt sprytnej kulturowej manipulacji. Ale czy naprawdę kolor ten powinien być kojarzony wyłącznie z kruchością i stereotypową kobiecością? Czy nie pora, by feminizm odzyskał różowy – albo całkowicie go odrzucił?
Kiedy różowy stał się „kobiecym” kolorem?
Paradoksalnie, jeszcze na początku XX wieku różowy był kolorem chłopięcym. Uchodził za bardziej „dynamiczny” i „energetyczny” niż niebieski, który przypisywano dziewczynkom ze względu na jego subtelność. Dopiero w latach 40. i 50. nastąpiło odwrócenie – róż został „udomowiony” jako kolor dziewczęcy, między innymi za sprawą marketingu i kultury masowej. Wystarczy spojrzeć na ikoniczne sceny z filmów takich jak „Śniadanie u Tiffany’ego” czy „Funny Face”, w których kobieta w różu jest elegancka, ale przede wszystkim urocza i zgodna z normami epoki.
Prawdziwy różowy boom nastąpił jednak w latach 80., gdy Barbie, Madonna i korporacyjna estetyka „girlboss” zaczęły kojarzyć go ze światem kobiet sukcesu. I tu zaczyna się problem – czy różowy to wyraz siły czy złudzenie empowermentu podane w pastelowym opakowaniu?
Barbiecore, girl power i iluzja wyboru
Współczesna kultura regularnie próbuje rebrandować róż jako symbol kobiecej siły. Przykład? Niedawny film Barbie Grety Gerwig, który – mimo że ocieka różem – miał ambicję zdekonstruować jego stereotypowe znaczenie. Modowe domy również nie pozostają w tyle. Valentino wypuściło kolekcję „Pink PP”, gdzie różowy stał się wyrazem buntu, a Versace czy Jacquemus pokazują, że może on być równie potężny jak klasyczna czerń.
Ale czy to rzeczywiście zmiana, czy po prostu kolejna komercyjna iluzja, która każe kobietom uwierzyć, że ich siła mieści się w odpowiednio zaprojektowanym odcieniu? Feministki drugiej fali odrzucały różowy jako symbol stereotypowego, cukierkowego zniewolenia, ale dziś wiele kobiet świadomie po niego sięga, traktując go jako manifest wolności wyboru.
Różowy jako broń czy pułapka?
Więc jak? Różowy nie jest już tylko dla dziewczynek? Noszą go mężczyźni, gwiazdy hip-hopu, politycy i sportowcy. Stał się uniseksowy, choć wciąż ma ciężki bagaż historyczny. W kontekście feminizmu pytanie nie brzmi, czy kobiety „powinny” go nosić, ale czy rzeczywiście mogą same definiować jego znaczenie. Czy różowy to jeszcze ograniczenie, czy już broń w walce o redefinicję kobiecości?
Ostatecznie różowy sam w sobie nie ma ideologii. To my ją nadajemy. Może być infantylny, może być drapieżny. Może być feministycznym manifestem albo wygodnym narzędziem marketingowym. Kluczowe pytanie brzmi: kto naprawdę trzyma pędzel, którym malujemy jego znaczenie?