fot. materiały prasowe BFW

Garderoba marzeń, czyli co nosilibyśmy, gdyby pieniądze nie miały znaczenia

Wyobraź sobie świat bez metek z ceną. Butiki, w których wchodzisz i po prostu bierzesz to, co kochasz – nie to, na co Cię stać. Zero „muszę się zastanowić”, zero przecen, zero stresu przed sprawdzaniem konta po zakupach. Sam ty, twoje wyczucie stylu i… nieskończony limit na karcie. Brzmi jak bajka? Może. Ale dziś bawimy się w modową utopię i pytamy: co naprawdę nosilibyśmy, gdyby pieniądze nie grały roli?

Haute couture, ale na śniadanie

Zacznijmy od oczywistego: haute couture. Większość z nas widziała to tylko na ekranie, może na czerwonym dywanie. Ale co, jeśli codzienny outfit do pracy to ręcznie szyta suknia od Diora albo smoking z kolekcji Valentino? Czemu nie! W końcu nawet jajecznica lepiej smakuje, gdy jesteś w Chanel z linii Métiers d’Art, prawda?

I nie, nie mówimy o wyjściu raz w roku na wesele. Mówimy o codziennym looku, który łączy nonszalancję francuskiego kina z dekadencją lat 80. – bo jak już marzyć, to niech będzie z rozmachem.

Buty za 20 tysięcy? Oczywiście, że tak

Buty? Manolo Blahnik to tylko wstęp. Prawdziwa ekstrawagancja zaczyna się przy Loake na miarę, Tom Ford python boots albo archiwalnych Balenciagach sprzed ery Demny (tak, tych naprawdę szytych we Włoszech). I nie chodzi tylko o jakość – chodzi o świadomość tego, co masz na sobie. O rozmowy, jakie wywołują te rzeczy. O styl, który nie potrzebuje wykrzyknika, bo sam w sobie jest manifestem.

Vintage na sterydach

Pieniądze bez limitu oznaczają również dostęp do modowej historii. Archiwalne kolekcje Margieli, Gianni Versace z 1991, oryginalne kimona z Japonii z okresu Taishō, płaszcze z atelier Yves Saint Laurenta z lat 70. Tu nie chodzi o retro vibe – to żywa sztuka, która pachnie przeszłością i wygląda jak przyszłość.

Nie wszystko musi mieć logo

Co ciekawe, wielu z nas – nawet w tej utopii – i tak nie wybrałoby najgłośniejszych metek. Bo gdy pieniądze nie są przeszkodą, zostaje tylko gust. I wtedy wychodzi, kto naprawdę czuje modę, a kto tylko goni za hype’em. Może wybralibyśmy garnitur od anonimowego krawca z Neapolu? Albo wełniany płaszcz ręcznie tkany w Islandii? Paradoksalnie – najciekawsze rzeczy to często te, które nie potrzebują logotypów, żeby robić wrażenie.

Marzenia są za darmo, ale styl – nie zawsze

Prawda jest taka, że nawet w świecie bez finansowych granic nie każdy byłby dobrze ubrany. Pieniądze dają możliwości, ale nie gwarantują stylu. Ten trzeba mieć w sobie – zbudować go na bazie własnych doświadczeń, inspiracji, odwagi i… błędów. Garderoba marzeń to nie tylko metka – to opowieść o tobie. I nawet jeśli dziś nie stać cię na haute couture, to możesz mieć styl, którego nie da się kupić.