Demna Gvasalia żegna się z domem mody Balenciaga w spektakularnym stylu – prezentując 54. kolekcję haute couture, która łączy hołd dla Cristóbala Balenciagi, obsesję na punkcie perfekcji i hollywoodzkiego glamouru oraz… osobiste wspomnienia z dzieciństwa. To nie tylko pokaz mody – to manifest artystyczny i emocjonalne rozliczenie z dekadą kreatywnego panowania nad jednym z najbardziej wpływowych domów mody XXI wieku.
Balenciaga i “niemożliwa perfekcja”
Już od pierwszych sylwetek widać, że Gvasalia nie zamierzał się powtarzać. Konstrukcje są rzeźbiarskie, ale jednocześnie lekkie i świadomie zredukowane. To zabawa z proporcjami – znajdziemy tu mocno przerysowaną talię stworzoną dzięki „wygodnemu” gorsetowi, reinterpretacje płaszczy car coat czy bomber jacket, które wyglądają, jakby były z powietrza. Nawet puffery i maxi płaszcze z kaszmiru i wikunii zyskują buntowniczy, niemal motocyklowy sznyt.
To couture w wersji codziennej – Gvasalia otwarcie mówi, że jego kolekcja to “ultimate wardrobe”, czyli garderoba idealna. Nie dla balowej księżniczki, lecz dla świadomej kobiety XXI wieku. Couture ma istnieć poza salą balową – w rzeczywistości, która również zasługuje na najwyższą jakość i kunszt.
La Bourgeoisie, czyli żelazna dama 2025
Inspiracją wyjściową były kody ubioru klasy wyższej – “La Bourgeoisie” – jednak przefiltrowane przez mroczne okulary Gvasalii. Mamy więc monumentalne żakiety z tulipanowymi klapami, które niczym rama obrazowa otaczają twarz, stójkowe kołnierze à la Medyceusze czy wręcz Nosferatu. To stylizacja silna, surowa, czasem teatralna – ale nie oderwana od rzeczywistości.
Demna lubi przemycać do kolekcji ślady wspomnień. Przykład? Garnitur Danielle to rekonstrukcja kostiumu w pepitkę z 1967 roku, inspirowana ikoną noszącą „balenciagowską” postawę. Z kolei kwiecisty wzór z 1957 roku powraca w formie cekinowej garsonki i torebki – stylizowanej na obrus z dzieciństwa projektanta. Niby couture, a jednak bliskie ciału.
Wyjątkowo poetyckim akcentem jest też finałowa kreacja z gipiurowej koronki, noszona przez modelkę Elizę – bezszwowa suknia rzeźbiarska, stworzona technikami millineryjnymi, ma być esencją Balenciagi.
Hollywood w wersji Demny – błysk, fetysze i kult
Gvasalia nigdy nie ukrywał fascynacji Złotą Erą Hollywood. W tej kolekcji dostajemy ją w stylu noir: czarna suknia “Diva” inspirowana Marilyn Monroe, pudroworóżowa “Debiutantka” z ultralekkiej organzy czy kreacja z tylko jednym szwem (!).
Kim Kardashian jako Elizabeth Taylor? Tak, ale w wersji Demny – z „futrem” z haftowanych piór i halką jak z „Kotki na gorącym blaszanym dachu”. Całość dopełniają autentyczne diamentowe kolczyki Liz, wypożyczone z kolekcji Lorraine Schwartz. To nie tylko moda – to kult.
Couture dla każdego ciała
Nie zabrakło również manifestu ciała. Dziewięć garniturów uszytych przez neapolitańskie, rodzinne atelier to ukłon w stronę stylu Vincenzo Attoliniego. Powstały jako modele “one size fits all” – stworzone na bodybuilderze, noszone przez modele o różnych sylwetkach. Tu nie ubranie definiuje ciało, ale ciało definiuje ubranie.
Logo? Zapomnij. Na torebkach zamiast marki widnieje imię właściciela. Broszki zrobione są z… papierów z podłogi pracowni. Sneaker couture powstaje ręcznie, jak klasyczny but rzemieślniczy. A aktówka? To teraz biżuteryjne etui na laptopa.
Nieprzypadkowo biżuteria została przygotowana specjalnie na tę okazję – ponad 1000 karatów białych diamentów, szafirów, szmaragdów i padparadża. Ekstrawagancja, ale z duszą.
Balenciaga 2025 – dekada zamknięta, dziedzictwo otwarte
Gvasalia kończy swoją dekadę w Balenciadze nie westchnieniem, a krzykiem – eleganckim, przemyślanym i wzruszającym. To kolekcja, w której splatają się historia, osobista pamięć, eksperyment i czyste rzemiosło. Czy to nowy początek? Możliwe. Ale na pewno to mocne zamknięcie rozdziału, który zmienił oblicze mody haute couture.