fot. materiały prasowe

MET Gala 2024: Przebudzenie (?) mody w świecie „śpiących piękności”

Kolejna MET Gala już za nami. Temat „Sleeping Beauties: Reawakening Fashion” obiecywał wieczór pełen magicznych interpretacji baśniowych motywów w świecie mody. Jednakże, choć oficjalny dress code brzmiał jak zaproszenie do przechadzki po „ogrodzie czasu”, niektórzy goście wydają się bardziej zagubieni w opowieściach ze snów niż w rzeczywistości. Czy ta gala była prawdziwym przebudzeniem mody, czy może jedynie głębokim snem z narkotycznymi wizjami? Przekonajmy się, odkrywając te mniej znane looki wprost ze schodów MET Museum.

Zacznijmy od marki Swarovski, która postanowiła dołączyć do zabawy na czerwonym dywanie. Dyrektorka kreatywna marki – Giovanna Engelbert, w towarzystwie swoich „przyjaciółek” – m. in. Iriny Shayk czy Karlie Kloss – pokazała pięć kreacji haute couture, które miały nas przenieść wprost do magicznego ogrodu z opowieści JG Ballarda. Oczywiście, kto by pomyślał, że taki ogrodowy temat można zinterpretować w sposób… kryształowy? Bo przecież, kiedy myślę o czasie i ogrodzie, pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to setki tysięcy precyzyjnie wyciętych kryształów i klejnotów zdobiących suknie haute couture. A może to tylko ja przegapiłem ten rozdział w książce o modzie?

Niezależnie od moich wątpliwości, trzeba przyznać, że kreacje były dopracowane, a kunszt kryształów Swarovskiego na pewno dodawał uroku. Jednak czy rzeczywiście pasowały do motywu „ogród czasu”? Może tak, jeśli przyjmujemy, że czas spędzony na przyszywaniu kryształów jest równie wieczny jak sam w sobie czas. Ale czy to nie jest trochę zbyt… dosłowne? Być może Swarovski miało swoje własne, bardziej błyszczące wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać ogród czasu. Może musimy po prostu zaakceptować, że interpretacje tematu mogą być… bardziej elastyczne niż oczekiwano?

Natomiast na tegorocznej MET Gali marka Thom Browne zaserwowała nam prawdziwe hity z satelity w postaci niezwykłych stylizacji, które, jak się okazuje, były według mnie jednymi z najbardziej trafionych w temat tego wieczoru. Gigi Hadid zaszalała w niestandardowej kreacji, nosząc błyszczącą białą suknię koronkową obszytą drobnymi cekinami, a do tego jeszcze ozdobioną trójwymiarową żółtą różą. Całość uzupełniała długa, drapowana biała marynarka z czarnym wykończeniem, wyszywana żółtymi różami i zielonymi pnączami, co sprawiło, że wyglądała jak prawdziwa królowa ogrodu. Nie dość, że stylizacja była imponująca, to jeszcze dowiedzieliśmy się, że samą białą suknię zdobiło aż 2 800 000 mikro cekinów, a do jej stworzenia potrzebowało aż 20 osób i 5000 godzin pracy.

Nie tylko Gigi zachwyciła tym wieczorem. Queen Latifah (na zdjęciu tytułowym) pojawiła się w wyjątkowym płaszczu z czarnego jedwabiu, obszytym frędzlami z rafii i cekinami, co przywodziło na myśl obrazek z egzotycznej plaży wśród ogrodu. Eboni (na zdjęciu tytułowym) z kolei błyszczała w komplecie od Thom Browne’a, prezentując nowoczesne spojrzenie na klasyczne wzory i wykończenia. Nie można też zapomnieć o Altonie i Benie, którzy również nie zawiedli swoimi niekonwencjonalnymi, a zarazem eleganckimi stylizacjami, które wkomponowały się idealnie w temat tegorocznej wystawy.

Nie można zapomnieć o wyjątkowym procesie tworzenia tych kreacji. Biała sukienka Gigi, która przykuwała uwagę swoim blaskiem, wymagała nie tylko ogromnej ilości pracy, ale też wyjątkowej precyzji – aż 20 osób spędziło 5000 godzin, by wyszyć niemal 3 miliony mikro cekinów. Choć byliśmy świadkami niejednego modowego zaskoczenia tego wieczoru, stylizacje od Thoma Browne’a były jednymi z najbardziej udanych i według mnie zgodnych z tematem. W końcu, kto by pomyślał, że ogrodowe inspiracje mogą przełożyć się na taki poziom modowego spektaklu i iść.. z duchem czasu?

Na tegorocznej MET Gali piosenkarka i aktorka i – co najważniejsze – współprowadząca wydarzenie, Jennifer Lopez pojawiła się w niestandardowej kreacji Schiaparelli, zaprojektowanej oczywiście przez dyrektora kreatywnego tego domu mody – Daniela Roseberry’ego.

Jennifer Lopez zachwyciła w sukni bez ramiączek o oszałamiającym dekolcie, a do tego drapowanej i rozciętej z przodu. W całości została wykonana z tiulu, a także wyszyta ciepłymi srebrnymi perłami i kryształkami. Nie dość, że kreacja emanowała elegancją i przepychowym wykończeniem, to jeszcze dowiedzieliśmy się, że do jej stworzenia potrzebnych było ponad 2 500 000 srebrnych korali i koralików oraz 800 godzin ręcznego haftu.

Stylizacja Jennifer Lopez nie tylko imponowała mi swoim wyglądem, ale także doskonale wpisywała się w temat wieczoru. Jej sukces na czerwonym dywanie to prawdziwe arcydzieło mody, które zasługuje na uznanie. Prawie tak dobre, że zapomniałem już, że jest tylko „zwykłą dziewczyną z Bronxu”. If you know you know.

Courtesy of Michael Kors

Meg Ryan postawiła na klasyczny look w kreacji z couture od Michaela Korsa. Jej czarna suknia z jedwabiu i wełny, z tiulowym gorsetem, ozdobiona została ręcznie wykonanymi haftami przedstawiającymi cienie kwiatowe (kwiaty na wiosnę, miło i nieprzewidywalnie). Pracownicy spędzili ponad 800 godzin, by ręcznie przyszyć 1120 kwiatów z cekinów, z których każdy składał się z kilkudziesięciu recyklingowych cekinów o siedmiu różnych kształtach i rozmiarach, owijając suknię jak winorośl. Nadążacie?

Stylizacja Meg Ryan, choć nie wyróżniała się spektakularnością czy rewolucyjnym podejściem do mody, była poprawna i dopasowana do wydarzenia. Nie zapewniła ona żadnych rewelacji, ale z pewnością nie przyniosła też zawodu.

Victoria Beckham „zadebiutowała” na MET i stworzyła stylizację dla młodej brytyjskiej gwiazdy, Phoebe Dynevor. Kreacja, choć poniekąd wpisująca się w tegoroczny temat „Sleeping Beauties: Reawakening Fashion”, nie do końca mnie przekonała.

Beckham postawiła na korzystanie z archiwalnych koronek i tiulu, aby stworzyć eteryczną, romantyczną suknię. Kreacja, choć delikatna i krucha, zdecydowanie nie zachwyciła mnie swoją siłą czy charakterem. Wprawdzie podkreślała kobiecość Phoebe, to jednak brakowało jej tego „wow” efektu, na który liczyłem. Idealna na wesele nad Como.

Pomimo tego, że podziwiam Victoria Beckham i jej kolekcje, które bez wątpienia nosiłbym jako kobieta, szczególnie te z ostatniej współpracy z marką Mango, ta stylizacja pozostawiła mnie nieco obojętnym. Może to też kwestia interpretacji tematu wieczoru, gdzie „ogród czasu” pozostaje dla mnie pewnym zagadkowym pojęciem. Ale cóż, może to ja po prostu nie zrozumiałem tej subtelnej aluzji do czasu w kontekście kwiatów i romantyzmu.

Choć Phoebe błyszczała na słynnych schodach MET Gali, jej kreacja nie zdołała mnie do końca przekonać. Być może to był jedynie moment, gdzie wizja Victorii Beckham i czas nie do końca się zgrały.

Podsumowując, tegoroczna MET Gala wydaje się być kolejnym wydarzeniem, które trąci myszką. Pomimo starannego doboru stylizacji i eksperymentów z wyciąganiem rzeczy z archiwów, czuję coraz większe rozczarowanie rok po roku. Choć doceniam wysiłki projektantów, stylistów i samych gości i ich starania w interpretacji tematu, to jednak oczekiwałbym większej oryginalności i odwagi w kreacjach. Jak co roku – mam nadzieję, że w przyszłości zobaczymy więcej zaskakujących i inspirujących stylizacji na tym jeszcze bardzo prestiżowym wydarzeniu.