H&M znów sięga po wielkie nazwisko. I to takie, które potrafi uderzyć w samo sedno tego, co dziś naprawdę liczy się w modzie. Stella McCartney, ikona zrównoważonego podejścia i jedna z nielicznych projektantek, które nigdy nie traktowały ekologii jak PR-u, wraca do szwedzkiej sieciówki po dwóch dekadach od historycznej współpracy z 2005 roku. Wtedy to był totalny game-changer – dziś brzmi jak powrót do rozmowy, której branża nadal nie potrafi przeprowadzić do końca.
Kolekcja zobaczymy dopiero wiosną przyszłego roku. Już wiadomo, że będzie zbudowana na materiałach odpowiedzialnych, w tym wielu recyklingowanych, a Stella McCartney zamierza powyciągać z własnego archiwum to, co wciąż wygląda świeżo i nie potrzebuje żadnych sztuczek. Czyli: charakterystyczne sylwetki, trochę rockowej bezczelności i zero kompromisów, jeśli chodzi o cruelty-free i etyczne surowce. Stella wie, że moda może być po prostu fajna bez szkody dla planety czy zwierząt. I nie trzeba o tym krzyczeć – wystarczy robić swoje.
Nie tylko kolekcja. To ma być zmiana systemu
Najciekawsze w całym dealu jest jednak to, że H&M chce zagrać ambitniej niż zwykle. Nie chodzi już wyłącznie o „kolekcję na sezon”, która sprzeda się w kilka godzin. Powstaje Insights Board – platforma do szczerego gadania o tym, co jest w branży nie tak. Różne osoby z mody, różne doświadczenia, jeden cel: jak ruszyć tę machinę z miejsca, zamiast udawać, że problem zniknie, jeśli wszyscy wrzucą do koszyka poliester z domieszką marketingowych obietnic.
Stella McCartney nie owija w bawełnę. Przyznaje, że zrównoważona moda wciąż ma długą drogę przed sobą. I że takie współprace mogą stać się jedynym sensownym narzędziem zmian – infiltracja od środka zamiast moralizowania z zewnątrz. Trudno się z tym nie zgodzić. Bo jeśli nie będziemy naciskać na gigantów, którzy faktycznie produkują światowe tony ubrań, to już możemy zacząć szykować sobie planety B.

Nadzieja czy marketing? Branża będzie patrzeć
H&M z kolei nie ukrywa zachwytu. Stella McCartney jest dla nich kimś w rodzaju północnej gwiazdy etyki – i wreszcie celebrują to w sposób, który może wyjść daleko poza lookbook. I super. Tylko dopóki transparentnie rozmawiamy nie tylko o sukcesach, ale i o błędach. Nadprodukcja? Problemy jakości? Fast-fashion mindset? Ta rozmowa nadal czeka.
Czy to będzie najważniejsza designerska kolaboracja H&M od lat? Jeśli zamiast pustych sloganów dostaniemy projekt, który realnie wpłynie na sposób myślenia dużych marek, to tak. A jeśli skończy się tylko na ładnych zdjęciach i kolejkach pod sklepami? Cóż – moda już tak ma, że lubi odwracać wzrok od tego, czego nie chce widzieć.
Mimo wszystko, kibicuję tej współpracy. Nie dla nostalgii, choć 20-letnia klamra jest efektowna. Dla odrobiny nadziei, że gdy Stella McCartney mówi: „idziemy dalej”, to branża w końcu przestaje stać w miejscu. Będziemy patrzeć bardzo uważnie.


