fot. Anna Pabijańczyk-Staniszewska dla OCZY.MAG

Sonia Roszczuk: „Kiedyś dużo się ze sobą ścigałam, próbowałam sobie coś udowodnić, często byłam z siebie niezadowolona.”

Rozmawiamy pod koniec października i tylko w tym miesiącu zagrałaś spektakle w Polsce i na Litwie, do tego wzięłaś udział w dwóch międzynarodowych projektach serialowo-filmowych, podróżując na trasie Warszawa-Londyn-Tallin. To z pewnością spełnienie marzeń, ale też duże obciążenie?

Nigdy nie myślę o zawodzie, który uprawiam w kategorii poświęcenia. W ogóle ten termin chyba jakoś rzadko pojawia się w mojej głowie. Jestem niesamowicie wdzięczna za ten intensywny czas. I raczej traktuje to jako wyzwanie, które łączy w sobie ogrom ekscytacji, ale też formę mierzenia się z własnymi możliwościami i ograniczeniami.

Lubię wyzwania. One mnie napędzają i rozwijają jako aktorkę, ale też jako człowieka. To doświadczenie pracy w zagranicznych produkcjach jest – teraz to czuję mocno – czymś co mnie bardzo otworzyło. Często nowe w pierwszym odruchu budzi lęk, ale ja ten lęk dosyć szybko zamieniam na ciekawość. Koszt intensywnej pracy w tym zawodzie zawsze jest, on się odkłada w ciele i w emocjach, staram się być czujna na swoją kondycję. Rozmawiam ze sobą i słucham swoich potrzeb. Czasem się to udaje, a czasem nie.

Bliższy ci jest świat teatru czy filmu?

To są zupełnie inne światy, a ja jestem teraz w takim momencie, że chcę i potrzebuję ich obydwu. Pracuję w teatrze odkąd skończyłam szkołę i jestem w nim nieustająco zakochana. Potrzebuję być w zespole, czułam to od zawsze i miałam ogromne szczęście trafiać na ludzi, z którymi jest mi dobrze zarówno na scenie jak i w życiu. Czasem teatr mnie męczy, ale nie umiem bez niego żyć. Poczułam to bardzo mocno w pandemii i czasu kiedy byliśmy zamknięci w domach. Teatr jest takim szczególnym miejscem, w którym mam zestaw swoich rytuałów, ale też cały czas na szczęście odkrywam w nim coś nowego dla siebie. 

Proces pracy na planie jest czymś zupełnie innym niż proces konstruowania spektaklu. Film jest zbudowany z zupełnie innych porządków, innej materii. Ja czuję że filmu cały czas się uczę, chłonę go bardzo mocno, chcę go zgłębiać, rozwijać w nim siebie i poznawać. Jestem ogromną fanką kina.

Myślę, że to idealnie móc pracować zarówno w filmie jak i w teatrze. To daje oddech. Możliwość zmiany środowiska oraz miejsca pracy. Czuję, że jak te światy się ze sobą łączą, to wtedy jest możliwa jakaś zawodowa równowaga.

Czy jest jakaś postać, która Cię inspirowała na początku Twojej aktorskiej drogi?

Nadal inspiruje mnie wiele osób ze świata sztuki i jak o tym teraz myślę to w sumie najmniej ze świata aktorskiego. Jednak performance muzyczny i ludzie, którzy tworzą muzykę to było od zawsze dla mnie totalne źródło inspiracji. Wiele jest artystek, które mnie porywają, których obecność na scenie jest tak silna i unikatowa, jedyna w swoim rodzaju, że zawsze jestem w stanie się nimi nakarmić.

Wracam często do różnych koncertów albo wywiadów i czasem potrafi mi to dać ogromną siłę, tak ludzko po prostu. Na pewno Nina Simone jest dla mnie kimś wyjątkowym. Zawsze czułam, że ona jest bezkompromisowa w swojej autentyczności. Nosi w sobie jakąś tajemnicę, jest jednocześnie monstrualna i krucha. Niesamowita performerka. Łączyła i łączy w sobie tak wiele, trudno to ogarnąć. Kolejną kobietą ze świata sztuki którą uwielbiam jest Björk – 
słuchanie jej wypowiedzi zawsze inspiruje i w ogóle jakoś mocno chłonę jej energię. 

Czy zastanawiałaś się kiedyś na tym jak rola aktorki lub aktora może wpłynąć na życie osoby, która ją ogląda?

Myślę, że bardzo może wpłynąć tak jak i w ogóle może nie wywołać w niej nic. Wiem z własnego doświadczenia, iż czasem zdarzają się takie wyjątkowe spotkania, czasem udaję się stworzyć taki rodzaj historii, że widzowie odnajdują w niej siebie. I to jest mocne doświadczenie. Ze sceny zawsze czuć to połączenie z widzami.

Ludzie chętnie dzielą się swoimi odczuciami, przeżyciami, dzięki temu mam świadomość, że czasem to co wnoszę ze sobą na scenę rezonuje później w ludziach mocno i długo. I to jest moim zdaniem piękne. Samej zdarza mi się mieć bardzo mocne emocjonalnie przeżycie kiedy coś oglądam. I często te historie naprawdę zostają w nas na dłużej, wracają w snach, w przemyśleniach, albo po prostu coś w środku w nas otwierają i jakiś temat czy jakaś sprawa zaczyna w nas pracować.

Wybrałabyś ponownie zawód aktorki?

Tak. Ze wszystkimi obciążeniami, kosztami i ze wszystkimi pięknym aspektami. Chyba, że bym się miała urodzić w innym życiu, to wtedy brałabym coś na kontrze. Ale tak, ja kocham to co robię. Lubię te zmagania. Czasem brak mi sił, ale później przychodzi czas kiedy pojawia się na mojej drodze coś co daje mi poczucie szczęścia i satysfakcji. Kiedyś dużo się ze sobą ścigałam, próbowałam sobie coś udowodnić, często byłam z siebie niezadowolona. Teraz coraz częściej zdarza mi się myśleć dałam radę, jestem z siebie dumna. I to jest super.

Czuję się coraz bardziej świadoma tego zawodu. Ale to nie znaczy, że wiem. Aktorstwo polega na szukaniu i tak naprawdę na wiecznym niezaspokojeniu. Związany jest z tym moim zdaniem jakiś podskórny niepokój, który jest wpisany w ten zawód. Rodzaj rozedrgania, który zawsze aktorstwu towarzyszy. Czuję, że ważne jest żeby uczyć się tym świadomie kierować.

Ten nerw jest dobry bo niezaspokojenie pcha do przodu, w stronę rozwoju i odkryciom. Ale też może być taki nerw, który zżera od środka taki niepokój, który wykańcza. W tym zawodzie bardzo trudno znaleźć balans, poczucie stabilizacji, ponieważ wiecznie jest się na fali, która raz wznosi się raz opada. Dużo jest adrenaliny, którą nie zawsze da się rozładować jedynie graniem. Często myślę, jak sobie z tym radzić, jak się opiekować sobą, a jednocześnie mieć tę kondycję, w której rozdaje się siebie. Bo aktorstwo w moim odczuciu jest o dawaniu. I dobrze jak się umie też z niego brać piękne rzeczy.


Fotograf: Anna Pabijańczyk
Stylistka: Aleksandra Lewańska
MUA: Kinga Jasińska