fot. Anna Pabijańczyk-Staniszewska dla OCZY.MAG

Agnieszka Niedziałek: „Po prostu chcę być szczęśliwa i spełniać się”

Założycielka pierwszego w Polsce sklepu internetowego z wyselekcjonowanymi produktami do włosów. Właścicielka marki Hairy Tale Cosmetics, która stworzyła całą gamę kosmetyków ze świetnym składem. Twórczyni internetowa oraz edukatorka, z zaangażowaną społecznością i kultową już grupą na Facebooku „Włosing”, na której ludzie z całej Polski sięgają po porady dotyczące pielęgnacji.

Prekursorka świadomego dbania o włosy. Autorka dwóch książek poświęconych włosom, które są kopalnią wiedzy dla początkujących, jak i doświadczonych włosomaniaczek – kobiet (choć dziś już także i mężczyzn) zainteresowanych pielęgnacją włosów. Poznajcie Agnieszkę Niedziałek, której zadbane, długie włosy zdecydowanie są potwierdzeniem tego, że wie, o czym mówi.

Jesteś prekursorką tzw. włosingu w naszym kraju. Wcześniej nie było to zbyt popularne. Zwiększyłaś świadomość osób z Polski na temat dbania o włosy. Zaczynałaś od fanpage’a na Facebooku, poprzez bloga, kanał na YouTube, a obecnie masz własny sklep internetowy, markę kosmetyków i rozpoznawalne nazwisko w Internecie. Jak to się zaczęło?

Jak u większości osób, które zaczynały w tym okresie. Od zniszczenia swoich włosów. Na początku spaliłam sobie włosy rozjaśniaczem i to było dość przypadkowe. Włosy zaczęły mi dymić na głowie, prawie się poparzyłam. Kiedy je spłukiwałam, ciągnęły się i rozpadały. Miałam wtedy długie włosy, więc było to dość widowiskowe. Po tym wydarzeniu pomyślałam „dobra, tyle jest teraz sposobów w Internecie – sprawdzimy więc ich działanie”. Wtedy były popularne pierwsze blogi prowadzone przez włosomaniaczki. Dziewczyny testowały produkty poprawiające kondycję włosów, takie jak jajko, miód czy oleje roślinne. Uznałam, że skoro jest tyle domowych receptur i maseczek, to również zacznę je testować.

Nigdy przedtem nie dbałam o włosy. Używałam jedynie szamponu, bo byłam przekonana, że każda odżywka mi je przetłuszcza. Działałam tak przez rok, dwa i z czasem zaczęłam dostawać od ludzi zapytania, co zrobiłam ze swoimi włosami, że tak się poprawiły. Tłumaczyłam im wiele razy swoje odżywcze eksperymenty. Zdecydowałam, że dobrze będzie to zebrać w jednym miejscu i spisać. Dlatego w 2014 roku założyłam swój fanpage, a potem blog. Na blogu przez dłuższy czas wszystko spisywałam. Zaczęłam dostawać komentarze od ludzi, że fajnie to wszystko opisałam, ale… to jak w końcu myć głowę? Z samego opisu trudno sobie to wyobrazić. Wtedy zdecydowałam się na kanał na YouTube, gdzie nagrywałam i publikowałam swoją pielęgnację. Byłam wtedy jednym z pierwszych, jak nie pierwszym kanałem na o takiej tematyce.

Jaki był twój cel, kiedy zaczynałaś – czysto hobbistyczny, czy edukacyjny? Wiązałaś już może z tym biznesową przyszłość?

Jak zaczynałam, to był typowy eksperyment. Sprawdzałam, czy receptury naprawdę działają, trochę na zasadzie przekory, nie zakładając ich skuteczności na sto procent. Później pojawiły się naciski osób z otoczenia i ciągłe pytania, dlatego chciałam zoptymalizować swój czas i móc spisać więcej obserwacji. Czyli wysyłałam znajomym linka, zamiast tłumaczyć. Wtedy był czas organicznych zasięgów, dlatego to się faktycznie sprawdzało. Facebook to bardzo chwytał i niosło się w świat. Z wykształcenia jestem nauczycielką. Moje umiejętności edukacyjne przełożyłam na to, że mogłam w łatwy sposób wytłumaczyć i osoby mogły mieć swoje efekty. Moim celem zawsze było to, by osoba, którą uczę stała się samodzielna i sama wiedziała, jak z tej wiedzy korzystać, później już bez moich wskazówek. Czasem nauczyciele mają takie podejście, jakby bez nich świat miał się zawalić.

Zależy mi na tym, by uczeń uniezależnił się od nauczyciela. Uczę też o składach w taki sposób, żeby każda osoba była potem w stanie sama pójść do sklepu i wiedzieć, co kupić, a czego unikać. I już nie musi pytać w Internecie „jaki szampon polecacie?”. Mam wrażenie, że w ostatnim czasie wytworzyło się nie do końca korzystne zjawisko „polecajek produktów”, czyli tworzenie przez ludzi poleceń konkretnych produktów, bez argumentacji, co kompletnie niczego nie uczy. Ludzie chcą prostych i szybkich rozwiązań i to faktycznie rozwiązuje ich potrzebę, jednak to nigdy nie była moja idea. Ja chciałam, by człowiek sam nauczył się czytać skład i analizować produkt, a oprócz tego wiedzieć, że niektóre „złe” składniki wcale takie nie są, a mają swoją rolę w recepturze. Bez tego sporo osób ma podejście – „polecili, kupiłem, nie sprawdziło się, produkt do kitu”.

Dokładnie tak. Ja swoich włosów nigdy nie lubiłam – są średnioporowate, falowane, puszą się i źle reagują na wilgoć. Długi czas z nimi walczyłam. Dzięki twojej grupie i filmikom, edukacji dotyczącej składów i używania konkretnych kosmetyków polubiłam i zaakceptowałam swoje włosy. Nauczyłam się słuchać ich potrzeb. Wiem już, z jakimi składnikami się lubią, a z jakimi niekoniecznie. Przyczyniłaś się do akceptacji swoich włosów przez wiele osób. Kiedyś ludzie bardzo podążali za modą (np. zależnie od okresu, każdy chciał mieć włosy proste, trwałą ondulację czy loki), co przyczyniało się do wielu kompleksów u ludzi, którzy nie mogli takiego efektu uzyskać. Dzisiaj wreszcie to się zmienia. Widzę to zwłaszcza u tych z lokami i falami, którzy mogli często słyszeć, że ich włosy są nieestetyczne, wręcz nieuczesane. Bo nie było nigdzie wiedzy na temat tego, jak takie włosy pielęgnować.

I to jest wszystko prawda, ale mam wrażenie, że też ważne jest uświadomienie sobie „hej, te włosy są kręcone, ale są takie dni, kiedy nie masz czasu o ten skręt zadbać”. Mimo to masz świadomość, że te włosy są czasem puchate, nieidealne, odstające od nasady, to nie znaczy, że są złe czy brzydkie. Po prostu one są kręcone. Nie musisz zawsze ich w ten sposób stylizować. To nie powinien być żaden terror, tylko dowolność. Obserwuję też niestety taką tendencję w branży pielęgnacyjnej, nie tylko, jeśli chodzi o włosy. Polaryzacja, eksterminacja, podejście do dbania o włosy czy cerę opisane jednym słowem: terror. Ja się staram maksymalnie od tego odchodzić. Zawsze staram się przekazywać, że pielęgnacja ma być przyjemna, zgodna z naszym stylem życia. Spotykam się z opiniami, że włosomaniaczki zmuszają ludzi do wydobywania skrętu. Jakby co najmniej stały koło kręconowłosych z żelem, a jak taki człowiek nie wydobędzie skrętu, to spotkają go jakieś konsekwencje.

Niestety jest taka tendencja. Sama miałam swego czasu poczucie winy, bo np. żaden żel nie lubił się z moimi włosami. W Internecie każda osoba mi to wręcz narzucała. Dlatego tak jak mówisz – fajne jest to, że dbamy o te włosy. 

To nie wychodzi stricte od twórców tylko od postronnych komentujących. W dowolnym kręgu hobbystów znajdzie się wielu zaangażowanych obserwatorów, którzy robią życiową misję z tego, żeby każdego poprawić. I trochę działa to na szkodę całego konceptu pielęgnacji, bo przechodzi to na stronę fanatyzmu i niezdrowego zaangażowania. Podam przykład pielęgnacji twarzy –nie interesuje mnie ten temat tak mocno jak włosy, ale czasem nagram pielęgnację i i pokażę swoim obserwującym. Zawsze, kiedy wstawię coś takiego, dostaję komentarze typu, „lepiej byłoby wykonać demakijaż olejkiem”, „jest lepsza forma witaminy c”. Wtedy myślę „a ja wybrałam tę”. Tak samo się dzieje z tematem włosów. Przez takie osoby powstają mity, że to właśnie włosomaniaczki są wariatkami.

To prawda, nie każdy jest w stanie przetestować wszystkie dostępne kosmetyki z danym składnikiem. Na swoim profilu jesteś szczera. Pokazujesz naturalność, codzienność. Nie nakładasz żadnych filtrów. Jesteś w tym wszystkim sobą. Nie ma wielu takich profili. Myślę, że to jest duża wartość, jaką dajesz. Jest to potrzebne i myślę, że trochę czasu minie zanim ludzie to zrozumieją. Widzę ostatnio taki trend, ludzie po prostu odpalają telefon i nagrywają. Bez filtrów i przygotowań. Tak, jak stoją.

Też tak robię, nawet dzisiaj tuż przed wyjściem. Wolałam odpowiedzieć na pytanie, tak jak byłam, w takim świetle jakie było. Dzielę się również tym, kiedy moje włosy nie wyglądają idealnie, np. ostatnio wstawiłam „kiedy chcesz nagrać ładne włosy vs. kiedy ktoś cię nagrywa przypadkiem z ukrycia”. Kiedy chcesz, by wyglądały idealnie to zazwyczaj nie wyglądają. Wartością dla mnie jest to, kiedy ktoś, kto nie lubił swoich włosów, po moich naukach zaczyna je w końcu akceptować. 

Tylko my nie jesteśmy cały czas „zrobieni” idealnie jak na sesję zdjęciową. Na codzień wyglądamy „normalnie”.

Są osoby które mają bardzo wypracowaną personę internetową. Często światło jest 90% sukcesu. Nagrasz coś w ciemnej łazience ze światłem z góry, więc każdy odstający włosek jest widoczny, masz wory pod oczami. Użyjesz ringa świetlnego i od razu na włosach pojawia się tafla. Dlatego nagrywałam dużo takich porównań w różnym świetle. Efekt przed i po. Niektóre wielkie metamorfozy w Internecie są niestety nieprawdziwe.

To samo zaobserwowałam przy zdjęciach metamorfozy ciała. Zdjęcia przed robione są przy żółtej żarówce z góry, a po – światło dzienne z okna. 

To jest dobre porównanie i dobrze sobie to uświadomić w kontekście włosów. W łazience –czyli tam, gdzie najczęściej oglądamy swoje włosy – mamy najgorsze światło. Stąd mogą brać się kompleksy. 

Dzisiaj w drogeriach jest zdecydowanie więcej dobrych kosmetyków do włosów, niż np. 10 lat temu. Jak to się zmieniło?

Za moich czasów królowało DIY, czyli domowe komponowanie bazowych masek o prostych składach. Testowałyśmy to, co było w domu – jajko, miód, kakao, skrobia, spirulina. Te składniki można było ze sobą komponować. Żeby stworzyć coś takiego, trzeba było również pozamawiać produkty niedostępne w sklepach lub odwiedzić jakiś indyjski przybytek. Peelingi były tworzone na bazie szamponu i fusów z kawy.

Wszystko dało początek pierwszym produktom, które odpowiadały na tą potrzebę. Osobą, która to rozpoczęła jest Ania Kołomycew: Anwen. Była pierwszą, najbardziej znaną włosomaniaczką. Jej produkty to odbicie tego, co my próbowałyśmy robić, zamknięte już w gotowym produkcie. Czyli np. właśnie ten szampon peelingujący na bazie wspomnianej kawy. Jest to gotowe rozwiązanie, nie musimy się martwić, czy nam zaszkodzi, bo zostało przebadane. Ja od 4-5 lat zgłębiam tajniki surowców – na tym się opiera także moja marka. 

Napieknewlosy.pl – z tego co wiem, to pierwszy poświęcony włosom sklep internetowy. Gdzie w jednym miejscu możesz znaleźć wszystkie potrzebne produkty. Oprócz tego masz swoją markę, Hairy Tale Cosmetics, gdzie przykładasz ogromną wagę do składów i jakości produktów.

Sklep powstał z potrzeby moich obserwujących, podobnie jak moje pierwsze wpisy i filmy.. Brakowało mi takiego miejsca, które skupiałoby wyselekcjonowane produkty do włosów w jednym miejscu. Poświęcałam właściwie cały etat nagrywając filmy i pisząc o włosach. Firmy nie rozumiały wtedy konceptu influencerstwa i tego, że polecenie czegoś ma wpływ na sprzedaż. Ja już wtedy wiedziałam, że miało. Więc uznałam, że mogę sprzedawać te produkty, działać po swojemu i mieć fundusze na to, by dalej móc to robić i jeszcze bardziej się rozwijać. Moim największym marzeniem było to, by stworzyć kosmetyki, których mi samej brakuje i takie, które chciałabym używać. Była wielka luka na rynku w tym temacie. Tylko jedyna marka „włosomaniacza”. Marka wcześniej wspomnianej Ani. Moja powstała ledwie trzy lata temu.

Zaczęłam tworzyć produkty, których nie było, a są przydatne. Był to m. in. pierwszy szampon chelatujący czy pierwszy na polskim rynku żel z całkowicie naturalnym składem. Poznałam technologię tworzenia i składniki i widziałam, że niektóre dostępne produkty nie mają w sobie nic ciekawego. Producenci nie przykładali wagi do jakości surowców, których używali do produkcji kosmetyków do włosów. Nawet na targach surowców i kosmetyków branżowych spotkałam się z opinią, że do włosów nie ma co używać jakichkolwiek składników wartościowych, bo włos jest martwy i to nie ma sensu.

Jest to oczywiście prawda, że włos na długości jest martwy. Ale po pierwsze mamy skórę głowy, na którą możemy świetnie podziałać i to z niej rośnie zdrowy włos, a po drugie istnieją składniki, które nawet martwy włos odżywią. Składniki, które są w stanie wypełnić mikrouszkodzenia na włosach, więc po pierwsze, zniszczenia nie pogłębiają się, Po drugie, te włosy są faktycznie nietrwale wypełnione i naprawone, przez co gładkie, miękkie i lśniące Nie odbudujemy całkiem włosów, ale możemy je „załatać”. Konkretne przykłady to odpowiednio dobrane oleje czy ceramidy. Na sukces marki to, że jako jedna z pierwszych wprowadzała innowację, przełożyło się z jednej strony pozytywnie, a z drugiej nie do końca. Bo jak mówisz, zainteresowałaś się pielęgnacją w pandemię. Mój kanał „wybuchł” w pandemię, zdobywał kosmiczne wyświetlenia i zasięgi. Ja dopiero wtedy zaczęłam wprowadzać moje kosmetyki na rynek, jako całkiem “zielony” człowiek. Później producenci masowi potraktowali świadomą pielęgnację jako trend i rynek został zalany nowościami, które nie do końca z tą świadomą pielęgnacją mają coś wspólnego.

Znane firmy zaczęły tworzyć kosmetyki wegańskie oraz dla bardziej świadomych konsumentów. Twoja działalność w sieci się do tego przyczyniła. Niektóre firmy zawierają to, o czym ty piszesz na swoich etykietach. 

Oczywiście, ja budowałam i buduję teraz biznes, ale ta skala jest nieporównywalna. Czy ja czy Ania Anwen – często o niej wspominam, bo ona to zaczęła i rozpropagowała. Moje wydanie książki też się do tego się bardzo przyczyniło. Tysiące ludzi się tym zainteresowało i stało się to modą i trendem, choć to nigdy nie był mój cel. Moim była nisza, hobbyści, pasjonaci, którzy – być może – będą dzielić się z tym z innymi.

Nigdy nie zakładałam, by to było masowe. Przeżyłam szok, jak weszłam na TikTok pierwszy raz – „włosing” był tam hasłem reklamowym wszystkich firm. Byłam w szoku, bo te firmy nigdy wcześniej nie były zainteresowane tym tematem i mam wrażenie, że to wszystko przyczyniło się do łączenia pielęgnacji z konsumpcjonizmem.

Z pielęgnacją twarzy stało się chyba to samo. Każda firm ma obecnie linię reklamowaną dobrym składem.

Tylko pytanie, na ile jest to dobry skład. Bo jak spojrzysz na tę cenę…

Niewiele osób chyba wie, że duża firma ma kapitał na to i im zależy na produkcji masowej. Ty jesteś mniejszą firmą, która się bardziej koncentruje na jakości.To jest rzecz związana chyba z brakiem edukacji finansowej w Polsce, że ludzie nie rozumieją pewnych zależności, np. cenowych – dlaczego coś jest tańsze, droższe. Za co płacimy, jakie koszty ma mniejsza firma, a jakie większa. Jak działa masowa produkcja i jak bardzo oszczędza się na składnikach celem największego zysku.

Ja jestem często kojarzona jako osoba, która to wszystko spopularyzowała, jako twarz włosingu. Włosing to mój zastrzeżony znak towarowy. Zrobiłam to, ponieważ chciałam uniknąć sytuacji, kiedy wchodzę do drogerii i widzę wielki napis „włosing”, co nie ma nic wspólnego z moją grupą i marką. Inne firmy kosmetyczne produkujące w tym duchu również kojarzone są ze mną. To, że jestem osobą, która jest jednocześnie kojarzona ze świadomą pielęgnacją, jest bardzo dużym plusem, jak i zarówno minusem.

Ponieważ wszystko, co jest pielęgnacją przypisuje się do mnie. Negatywne i pozytywne. Więc na każdej takiej dramie traci mój wizerunek. Czy w ogóle wiemy, kto stoi za produktami, które spotykamy w drogeriach na półkach? Nawet się nad tym nie zastanawiamy. Ci ludzie mogą robić zarówno dobre, jak i straszne rzeczy w życiu, a nas to nie interesuje. Po prostu bierzemy produkt z półki i tyle. Z mniejszymi biznesami mamy tak, że widzimy ten produkt i myślimy przykładowo „O, to jest produkt Agnieszki, ostatnio mi się nie spodobało, jak mi odpisała w komentarzu, nie biorę”.

To, o czym mówisz to kolejny problem w naszym społeczeństwie – jako konsumenci wolimy niestety wspierać koncerny, niż małych przedsiębiorców. Chętniej sięgamy po produkt znany sygnowany nazwiskiem zagranicznej gwiazdy lub z wielkiej korporacji, niż od polskich marek, twórców. 

Ja rozgraniczam duże koncerny, które i tak będą, od małych firm. Istotna jest ta „strefa pomiędzy”. Bo tam jest pole do najbardziej nieuczciwych zagrań. Wiemy, czym jest duży koncern. Wiadomo, że oni muszą podejmować jakieś działania marketingowe, są we wszystkich miejscach na świecie. Każdy ich zna. Natomiast istnieje taki rodzaj firm, które próbują sprawiać wrażenie małej polskiej firmy, jednak kiedy się w to zagłębisz, okazuje się, że cały kapitał wychodzi z kraju strumieniami i wcale nie jest to działalność na małą skalę.

Stworzyłaś super społeczność. To nie jest łatwe. Czy to było zamierzone, czy społeczność zrodziła się sama w związku z tym co robisz?

To było niezamierzone. Ci ludzie zaczęli się pojawiać, było ich coraz więcej. Też mam z tym trochę problem – nie jestem osobą, której schlebia to, że ludzie ją obserwują czy są fanami.  Mam wrażenie, że jest to moją zaletą, jak i przekleństwem. Problem jest taki, że w dzisiejszych czasach chyba trzeba tak działać, jeśli chce się być znanym w Internecie i mieć swoją armię, która będzie toczyć wojnę na przeróżnych forach internetowych. Ja nie jestem takim typem osoby. Zawsze staram się każdego wyposażyć w umiejętność samodzielnego myślenia i samodzielnej oceny sytuacji. Tylko, że tacy ludzie, czyli moi odbiorcy, nie będą się później w wojny internetowe włączać. Rozwój Internetu nie jest ostatnio rozwojem, a bardziej takim cofaniem się do zalążka. Internet powstał po to, żeby ludzi łączyć. Żeby ludzie mogli wymieniać się wiedzą z innymi, którzy są daleko, bo nie mamy z nimi kontaktu bezpośredniego.

Kiedyś faktycznie tak było. Teraz jest narzędziem największej manipulacji. Spójrzmy na media, social media, algorytm i to wszystko. Jakieś osoby jedną modyfikacją algorytmu są w stanie nam podawać treści, które działają na społeczność. Internet przestał spełniać swoją rolę, jaką miał na początku i nie wiem, czy nie staje się powoli takim bardzo zepsutym miejscem. Kiedyś był taki film „Idiokracja” i dziś troszeczkę dzieje się tak, jak w tym filmie. Im bardziej ktoś będzie krzyczał, robił jakąś zadymę, mówił w kategoryczny sposób „to jest złe, to jest dobre, to rób, tego nie rób”, im bardziej ktoś będzie narzucał jakiś styl myślenia i grał na emocjach, tym bardziej ludzie będą za taką osobą szli.

Wystarczy spojrzeć, co obecnie mamy na tapecie w sieci i kto jest popularny… jaki styl komunikacji. 

Właśnie. To chwyta uwagę. Nawet TikTok sugeruje mi takie treści. Wystarczy raz coś takiego obejrzeć, to później algorytm będzie nam podsuwał podobne sytuacje. A jeśli ktoś jest podatny, da się w to wciągnąć i dalej idzie efekt Domina.

Chciałabym zadać ci jeszcze jedno pytanie. Co byś poleciła osobie, która jest nieobeznana w temacie włosów – nie rozumie tematu równowagi PEH, ma dużo obowiązków, nie ma czasu wgłębić się w te tematy i nie chce kupować dziesiątek kosmetyków. 

Ulubiony szampon, odżywka i prawidłowe ich stosowanie. Czyli jak poprawnie umyć skórę głowy – rozwodnić szampon, spienić, dokładnie umyć. Jeśli chodzi o odżywkę – może być na początek dowolna. Konieczne będzie jej wczesanie we włosy. Jeśli osoba się wkręci w temat – wtedy jest czas na jego zgłębienie. Ważne jest również rozczesanie włosów przed myciem oraz suszenie włosów za każdym razem, by nie działy się na nich różne straszne rzeczy. Nie polecam też przetrzymywania ich w turbanie. Sprawdzi się dobrze dobrana szczotka i czesanie włosów tak, aby tych włosów nie uszkadzać. Czyli jak zakładamy sobie sweter z golfem, to wyjmijmy włosy, zanim zaczniemy je wyciągać i nimi szurać. Kiedy czeszemy, to delikatnie od końcówek. Jeśli włosy są przesuszone, to najpierw warto zadbać o ich zabezpieczanie. Czyli serum silikonowe na końcówki. Przed rozczesaniem też warto dołożyć kropelkę serum.

Gdzie widzisz siebie za 5 lat?

Bardzo dobre pytanie. Przyznam, że mam ostatnio trochę dość Internetu, choć dalej w nim działam. Rozpoczęłam studia, o których marzyłam, czyli trychologię kliniczną. Mam nadzieję, że trochę bardziej wejdę w świat pracy w gabinecie lub w laboratorium. W mojej firmie nie mam już funkcji zarządczych, ale jestem osobą, która uwielbia tworzyć i uczyć. Uczyć siebie, innych, zgłębiać wiedzę, a nie zarządzać. Chcę się przyczynić do rozwoju tej branży i nauki o włosach oraz dalej sprawiać, by było to istotne. Przez lata temat włosów był lekceważony, traktowany z przymrużeniem oka.

Nadal mi zależy, by udowadniać, że pomimo tego, że ten włos na długości jest martwy, to oczywiście mamy skórę, mamy mieszki włosowe, więc tu coś realnie można zdziałać. Na tej długości włosów jest tyle jeszcze do odkrycia – więc może w przyszłości będziemy mogli to naprawiać? To właśnie chcę zgłębiać. Chcę postawić na swój rozwój. Nie wiem, gdzie mnie to doprowadzi – być może wyjadę na jakieś szkolenia za granicę, może w innym kraju znajdę swoje miejsce. Kompletnie nie przywiązuję się do tego, że „ja muszę mieć swój biznes, wielką firmę, być wielką gwiazdą”. Ja po prostu chcę być szczęśliwa i spełniać się. Widzieć i wiedzieć, zawsze mieć pewność, że to, co robię, daje jakąś wartość. Kłócenie się z ludźmi w komentarzach nie daje żadnej wartości. Żadnej ze stron. To nie generuje dodatkowego dobra.


Wywiad i zdjęcia: Anna Pabijańczyk-Staniszewska
Stylizacje: Aleksandra Lewańska
MUA: Kinga Jasińska
Włosy: Patrycja Daszczuk